Prawie go nie słyszałam.

- Ich kara zależy od ciebie. - Ale przecież przeprosili. Czy to nie wystarczy? - Nie wydaje mi się. Miałaś przez nich dużo dodatkowej pracy, muszą więc za to zapłacić. Malinda wiedziała, że Jack ma rację. Nie miała natomiast żadnego doświadczenia w wymyślaniu kar. Stała tak, niepewna, co zrobić lub powiedzieć, i czuła na sobie ciężar spojrzeń chłopców. Aby zyskać na czasie, wzięła z lady ścierkę i długo wycierała ręce. Musi coś wymyślić, żeby przestali tak na nią patrzeć. Kara musi być równa przewinieniu. Malinda w myślach podziękowała ciotce Hattie. - No dobrze - powiedziała, porządnie nadrabiając miną. - Darren, to ty i Dawid zatkaliście toaletę papierem. Za to wyczyścicie podłogę w łazience. Szczoteczką do zębów - dodała po namyśle. Spojrzała teraz na Małego Jacka. Przed chwilą nawet przeprosił, ale jego mina świadczyła, że nie były to szczere przeprosiny. http://www.stomatologia-krakow.net.pl W tym momencie dzieciaki zawołały ją do windy. Speszona Lily wykorzystała ten pretekst, podziękowała uprzejmie kobietom i umknęła. Niemniej ich opinia, jakkolwiek błędna, sprawiła jej prawdziwą przyjemność. Zrobiło się jej miło, że wygląda, jakby należała do tej rodziny... jakby była żoną Thea – choć zarazem ta myśl wydała się jej dziwna. Jednak nigdy by mu o tym nie powiedziała. Wiedziała, że zawsze będzie uważał za żonę tylko jedną kobietę – swą ukochaną Elspeth. Wieczorem tego dnia położyli dzieci do łóżek i zostawili pod opieką czuwającej na piętrze hotelowej niani, a sami zeszli do jadalni na kolację. Podczas posiłku Theo z przyjemnością przyglądał się Lily. Była lekko opalona, prawie bez makijażu i jak zawsze

to, że nie wykona zadania? Julianna mocniej ścisnęła słuchawkę. – Sandy, chyba chcesz mi pomóc, prawda? – Jasne... że... tak – odparła po chwili, przeciągając przerwy między słowami, jakby pragnęła powiedzieć coś zupełnie innego. Jeśli sądziła, że Julianna jej odpuści, czekała ją wielka niespodzianka. Sprawdź – Przecież wiesz, czym się zajmuję, Luke. O jaką pomoc ci chodzi? – O radę. Kondor lekko się uśmiechnął. – Wobec tego słucham. Luke opowiedział całą historię. – Ten facet nazywa się John Powers – zakończył. – Słyszałeś to nazwisko? Mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę, ale nawet jego spojrzenie nie zdradzało, o czym myśli. W końcu skinął głową. – Tak, kiedyś. – Ale nie znasz go osobiście? – Nie. – Kondor wypił trochę kawy, nie zwracając uwagi na jej smak. – Nasi szefowie dbają o to, żebyśmy się ze sobą nie stykali. –