strojach pomogły pani Polinie odzyskać odpowiedni do sytuacji nastrój.

Polina Andriejewna ucieszyła się w imieniu świętego starca, że łatwiej mu teraz duszę ratować, ale był już czas skierować rozmowę na to, co najpilniejsze. – To co chciałeś mi, ojcze, zagadką swoją łacińską powiedzieć? Że nowy wasz brat to nie Hilariusz, tylko ktoś inny, kto podstępem się tu dostał? Izrael uśmiechał się rozjaśnionym uśmiechem, wciąż jeszcze nie odrywając myśli od swojej rychłej rozkoszy. – Co, córko moja? A, Hilariusz. Nie wiem, my przecież sobie twarzy nie pokazujemy, a mówić nam ze sobą nie wolno. Co trzeba – znakami tłumaczymy. Widziałem kiedyś w klasztorze uczonego brata Hilariusza, ale dawno to było. Ani postawy, ani nawet wzrostu jego nie pamiętam. Tak że czy to on, czy nie on, nie jest mi wiadome, ale jedno wiem na pewno: nowy starzec tu nie dla ratowania duszy przybył. Różańców nie rzeźbi, z celi w ciągu dnia w ogóle nosa nie wysuwa. Zachodziłem do niego, przyzywałem na wspólne modlitewne rozmyślania (to taka nasza modlitwa bezgłośna). A on leży, śpi. Na mnie ręką machnął. Odwrócił się na drugi bok i dalej śpi. I to w dzień! – A co on nocą robi? – spytała szybko Lisicyna. – Nie wiem. Nocą jestem tu, w celi. Reguła jest surowa, wychodzić nie dozwala. – Ale ślub milczenia wobec mnie, ojcze, naruszyłeś! Czyżby nigdy ojciec do galerii nie wchodził? – Nigdy – surowo powiedział igumen. – Ani razu. I nie wejdę. A że z tobą długą rozmowę prowadzę, to jest tego pewna szczególna przyczyna... http://www.centrumrozwojumozgu.pl/media/ – Nie. – Myślisz, że zastrzeliłam ją z zimną krwią? Wróciłam ze szkoły do domu i po prostu rozwaliłam jej głowę? Masz mnie za żeńską wersję Charliego Kenyona. Za drugiego Danny’ego O’Grady? – Nie, Rainie – powiedział łagodnie. – Wcale tak nie myślę. – W takim razie jakie to ma znaczenie, Quincy? Minęło czternaście lat. Ja tego nie zrobiłam, więc daj mi spokój. Radzić sobie ze spojrzeniami i plotkami sąsiadów – do tego przywykłam, ale żebyś i ty mnie oskarżał! – Wolnego zaoponował. – Nie jestem byłe małomiasteczkowym policjantem, któremu możesz mydlić oczy. Wiem, że coś się wydarzyło, Rainie. Coś się stało, Shep ci pomógł i to was łączy, prawda? Nadal nie wiem, w czym rzecz, ale jest coś między tobą i Shepem, co wykracza poza zawodowe relacje. Dlatego fakt, że przez jakiś czas byłaś w szkole sama z nim i jego synem, wygląda podejrzanie. Sanders ma rację. Nie powinnaś prowadzić tego śledztwa.

Lew Nikołajewicz uważnie popatrzył na rozmówcę i powiedział z zadumą: – Nie, to jeszcze nie jest prawdziwa zdrada, nie najwyższego stopnia. – W takim razie co, pańskim zdaniem, jest prawdziwą zdradą? – Prawdziwa, szatańska zdrada jest wtedy, kiedy ktoś zdradza wprost, patrząc w oczy, i czerpie ze swej podłości szczególną rozkosz. – No, już z rozkoszą to... – Berdyczowski machnął ręką. – A co do podłości, to ja właśnie Sprawdź Czy to w następstwie uderzenia, czy to z przygnębienia spowodowanego zeszpeconą powierzchownością, pani Lisicyna odczuwała cały czas jakiś nerwowy niepokój. Odkąd tylko wyszła z pensjonatu, nie opuszczało jej dziwne uczucie, trudne do wyrażenia słowami. Czuła się, jakby była teraz nie sama, jakby stale był przy niej jeszcze ktoś, niewidzialny, kto ni to jej pilnuje, ni to jej się przygląda. A jego uwaga ma w sobie najwyraźniej coś wrogiego, nieżyczliwego. Wymyślając sobie za uleganie zabobonom i babską nadwrażliwość, Polina Andriejewna nawet obejrzała się kilka razy. Niczego szczególnego jednak nie zauważyła. No, idą sobie w swoich sprawach jacyś mnisi, to znów ktoś stoi przy pachołku nabrzeżnym i czyta gazetę kościelną, kto inny pochylił się, żeby podnieść upuszczone zapałki. Przechodnie jak przechodnie. A o nieprzyjemnym uczuciu Lisicyna zapomniała, kiedy znalazła wreszcie odpowiednie miejsce, i to w odległości pięciu minut od „Panny Czystej”. Na rogu nabrzeża stał zamknięty pawilon z wywieszką: „Woda święcona. Automaty”.