- Coś się stało? Coś niedobrego?

odbicie nowej. Dziewczyna nie była pięknością, ale miała miłą, ujmującą twarz. Szczerą i otwartą, taką, która wzbudza natychmiastowe zaufanie. - Dostałaś się do niepokalanek dzięki stypendium? - zapytała. Liz wbiła wzrok w podłogę. - Tak. - To powód do wstydu? - Wiem, jak mnie tu nazywają. Sierotka Marysia. - W głosie dziewczyny zabrzmiała nuta goryczy. - I uważasz, że trafiłaś tutaj dlatego, że jesteś biedna? A może dlatego, że zdolna, chociaż biedna? Liz podniosła głowę. - To drugie. - No więc sama widzisz, że nie ma się czego wstydzić. - Gloria zaciągnęła się po raz ostatni, zeskoczyła z szafki, wrzuciła niedopałek do ubikacji i wróciła do Liz. – Ja jestem tutaj, bo moja rodzina ma forsę. W przeciwieństwie do Bebe nie uważam, by był to powód do szczególnej dumy. Żadna w tym moja zasługa, że chodzę do niepokalanek. Rozległ się dzwonek. Liz podskoczyła. - Ojej, spóźnię się na lekcje. - Chwyciła worek z książkami i ruszyła szybko ku drzwiom. Obejrzała się jeszcze w progu. - Ty nie idziesz? - Nie ma pośpiechu. - Gloria uśmiechnęła się szeroko. - Zawsze się spóźniam, nie mogę psuć sobie opinii. Liz odwzajemniła uśmiech. - Powodzenia. I do zobaczenia. - Już wychodziła, ale odwróciła się raz jeszcze. - Glorio? - Tak? - Jeszcze raz dzięki za pomoc. Mam nadzieję, że któregoś dnia będę mogła się odwdzięczyć. Gloria zasalutowała z udaną powagą. - Daj spokój. W końcu po co są przyjaciele? http://www.usggenetyczne.info.pl/media/ - Kochanie, bardzo cię pragnę - wyznał. - Ja też - zapewniła, czując pieszczotę jego dłoni na plecach i biodrach, pocałunki składane na całym ciele. Objęła go za szyję i przylgnęła do niego całą sobą. Pragnęła, by ta chwila trwała wiecznie. Bryce przytrzymał jej nogi na swoich biodrach, obrócił się i zagłębił się w niej z jeszcze większą mocą. Czuła w sobie każdy jego ruch. Świat przestał istnieć. Ważne były tylko powracające fale rozkoszy. - Klara! - krzyknął, osiągając kolejny orgazm. Dziewczyna mimowiednie powtarzała jego imię. Na rzęsach czuła łzy szczęścia. Bryce spostrzegł to i mocniej ją przytulił. Przez chwilę pomyślała, że to się musi zaraz skończyć. Teraz jednak nie była w stanie powstrzymać żywiołu, któremu się poddała. Bryce uniósł głowę i spojrzał na nią. - Wszystko dobrze? - spytał. - Cudownie - odparła, przesuwając palcem po jego wargach. Pocałował jej dłoń, zdając sobie sprawę, iż nie potrafi ująć w słowa tego, co przeżywa, ani tego, co właśnie między nimi zaszło. Chciał, żeby tak było już zawsze. Klara leżała na jego piersi, czekając, by świat przestał wirować. Czuła, że Bryce gładzi ją po plecach. Była tak szczęśliwa, że aż ją to przerażało. Po chwili Bryce zaczął pieścić jej włosy, a ona leżała bez ruchu, delektując się przyjemnością. - Nie jestem za ciężka?

Ocknął się raptownie. Ledwie zasnął, a już zdążyła mu się przyśnić. Matka. I Tina. Otarł pot z czoła. We śnie obydwie krzyczały o pomoc. Próbował do nich biec, ale, jak zawsze w takich snach, docierał zbyt późno. Na darmo wyciągał ręce, żeby je pochwycić, podczas gdy one nieodmiennie znikały w czarnej otchłani i zapadały w niebyt śmierci. Samochód podskoczył na jakiejś dziurze i Santos rozbudził się na dobre. Zamrugał gwałtownie, zdezorientowany. - Pobudka? - Przepraszam, nie myślałem, że kimnę - powiedział z zażenowanym uśmiechem. Powstrzymał ziewnięcie i zapytał: - Jak długo spałem? - Niedługo, pół godziny. Dziwne. Miał wrażenie, że trwało to Sprawdź Gloria zaczęła drżeć, osunęła się na schody. Matka zrobi wszystko, by oddzielić ją od Santosa. - Glorio, słyszysz mnie? - Liz przysiadła obok niej. - To wina twojej matki, ona chciała, żebym odeszła. - Jak się zachowywała? - Gloria chwyciła dłoń przyjaciółki. - Co mówiła o Santosie? - O Santosie? - powtórzyła Liz z niedowierzaniem. - Tak. Czy mówiła coś o nim? O tym co zamierza? Skąd wie, jak się nazywa? Liz pokręciła głową. - Nie wiem. Mówiłam jej, że Santos to porządny chłopak. Mówiłam, jak bardzo się kochacie, ale nie chciała mnie słuchać. Obrażała go... Mnie też. Nazwała mnie kłamczucha i... - Tak się boję, Liz. Ona zniszczy naszą miłość. Nigdy już nie zobaczę Santosa. Kiedyś powiedziała, że wyśle mnie z Nowego Orleanu, jeśli... - O czym ty mówisz? Nie rozumiesz, że to ze mnie zrobiła winną, że mnie ukarała? Twierdziłaś, że mnie nie ruszy. Przekonywałaś, że nie będzie się na mnie mściła. Próbowałam ci tłumaczyć, że to niebezpieczne, ale ty nie chciałaś słuchać. Zapewniałaś, że nie będzie mnie obwiniać, tymczasem to ja... Chciała mi nawet wmówić, że to przeze mnie... wy, no wiesz... Mówiłam jej, że o niczym nie wiedziałam, ale... ale nie uwierzyła. - Boże! Gloria była przerażona. Nie mogła oddychać, nie była w stanie myśleć. Matka wyśle ją z Nowego Orleanu. Teraz już na pewno. Zacisnęła dłonie, zaczęła się kołysać w tył i w przód.