ją; Scott. - Zaniosłem już tam jej bagaże. Zamierzałem

Arabella za to rzuciła drugiej kuzynce zawzięte spojrzenie i nie zważając na to, że ta wyjęła właśnie mały modlitewnik i zatopiła się w lekturze, krzyknęła: - Co za okropnie bezduszne stwierdzenie! Adela zignorowała ją, udając że tego nie słyszy. Lady Helena i lady Fabian siedziały na kanapie i roz¬mawiały, a między nimi leżała suczka Muffin. - Heleno, cieszę się, że do mnie napisałaś. Nie wiem, dlaczego nie pomyślałam wcześniej o przywiezieniu dziew¬cząt. Chyba sądziłam, że Arabella jest dużo młodsza! Ale to szczęśliwe zrządzenie Opatrzności. Muszę ci powiedzieć, że miałam poważne obawy, jeśli idzie o Dianę. Nie lubię jej nigdzie zabierać, nie potrafi się znaleźć w towarzystwie, zazwyczaj milczy i tylko wpatruje się w podłogę z czerwoną twarzą. - Muszę cię ostrzec, Mario, Arabella bywa czasami trudna do opanowania i samowolna, ciężko ją kontrolować. - Tak, ale przynajmniej nie nabiera wody w usta! - Zaiste, jest raczej odwrotnie. - Wolałabym już mieć córkę nazbyt żywą, niż taką, która nie potrafi wydukać ani słowa - westchnęła lady Fabian. - Jestem pewna, że droga Arabella zajmie się Dianą i doda jej trochę pewności siebie. Cieszę się, że się poznały. a Lady Helena wspomniała ostatnią eskapadę bratanicy i zacisnęła dłonie. Miała nadzieję, że nie zajdzie nic, co zmieni zdanie lady Fabian. Kiedy Clemency kładła się wieczorem do łóżka, z zado¬woleniem przypomniała sobie wydarzenia minionego dnia. To, że udało się bez trudu rozlokować Fabianów, mogła zawdzięczać głównie sobie i sprawiło jej to wielką radość. Poza Adelą, wydają się bardzo miłymi ludźmi. Nie martwiło jej nawet krępujące zachowanie Gilesa, a lord Fabian okazał się prawdziwym dżentelmenem. Nie musi się obawiać, że któryś z nich zachowa się jak jej fikcyjny były pracodawca. Poza tym pokładała wielkie nadzieje w Dianie, wierzyła bowiem, że będzie miała pozytywny wpływ na Arabellę, która jako najmłodsze i najbardziej rozpieszczone dziecko wymaga innego niż dotąd traktowania. Gdy zajmie się Dianą, osobą potrzebującą jej opieki i czułości, sama zapewne zmieni się na lepsze. Z rzeczy bardziej praktycznych, znalazła zapasowy mate¬rac, o wiele wygodniejszy niż poprzedni. Wyciągnęła go spod jednego z łóżek i bez wahania przeniosła do swojego pokoju. Poprzedniej nocy przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć, i miała nadzieję, że teraz będzie lepiej. Gdy czesała i zaplatała na noc włosy, przyznała w duchu, że niepokoi ją jedno, a mianowicie markiz. Zdawała sobie sprawę, że jest on mężczyzną nieprzeciętnym i atrakcyjnym, a oskarżenia pod jego adresem nie do końca wymazały z jej pamięci spotkanie w Richmond. Obiecała sobie, że postara się jak najbardziej schodzić mu z oczu. Dzięki Bogu, że poranki przyjdzie jej spędzać przy nauce - powinna być za to wdzięczna Dianie. Musi sobie tylko znaleźć jakieś zajęcie na popołudnia, być może wyręczać lady Helenę przy kąpaniu i szczotkowaniu psów albo wyprowadzaniu ich na spacery. W każdym razie, gdy przyjadą Baverstockowie, nie będzie Już tak bardzo potrzebna. Nie zapomniała jeszcze ani pogardliwego wyrazu twarzy Oriany, ani tego, jak pan Baverstock z lekceważeniem rzucił jej monetę. Teraz jednak była dobrej myśli - nie sądziła, że będzie się musiała nimi przejmować. Niestety, bardzo przeliczyła się w tej kwestii. Baverstockowie zjawili się następnego dnia około czwartej po południu. Na odgłos nadjeżdżającego powozu Lysander przerwał rozmowę z Frome’em i wyszedł im żwawo na spotkanie. Gdy stangret zajechał przed dom, Timson uchylił potężne dębowe drzwi i pobiegł do powozu, by otworzyć drzwiczki i opuścić stopnie. Pierwsza wysiadła Oriana. Po władczym spojrzeniu, jakim obrzuciła dwór, służący od razu poznał, że być może ma przed sobą przyszłą panią. Podobnym wzrokiem dama zmierzyła markiza. http://www.topfakty.pl/media/ Jeszcze kilka kroków i wydostanie się z tego zapomnianego przez Boga miejsca, Bestia może się uspokoi, nasyci. Otworzyła drzwi, wymknęła się na zewnątrz i pobiegła do samochodu, modląc się, by nikt jej nie zauważył. Dopiero w samochodzie odetchnęła z ulgą. Tak jak przypuszczała, Światło pokonało Ciemności. Czuła teraz błogi spokój. Położyła głowę na kierownicy i odpoczywała. Oddychała coraz wolniej, coraz spokojniej. Zamknęła oczy. Odkąd kilka tygodni wcześniej pojawił się u niej Victor Santos, żyła jak w jakimś koszmarze. Zasięgnąwszy porady adwokata, zrobiła tak, jak żądał detektyw - wypełniła dokładnie wszystkie jego instrukcje. Odegrała rolę kochającej córki, tragicznej ofiary, która uciekła od matki dla ratowania samej siebie. Ku jej zdziwieniu wszyscy przyjaciele i znajomi dali się nabrać. Dodawali jej odwagi, okazywali zrozumienie, sympatię, współczucie, a nawet litość. Jednak nie miała złudzeń, że w salonach Nowego Orleanu aż huczy od plotek. Widziała, że jej osoba budzi odrazę. Nic nie było już takie samo - nawet Ojciec Rapier patrzył na nią innymi oczami. Oto córka dziwki, brudna i pospolita, napiętnowana grzechem. Zacisnęła palce na kierownicy. Ciemności naigrawały się z niej, szydziły swoim urągliwym śmiechem. Zasłona czystości opadła i odtąd Bestia, silniejsza teraz niż kiedykolwiek, nie dawała jej chwili wytchnienia. Opanowanie i wstrzemięźliwość, którymi tak się kiedyś szczyciła, które były jej tarczą, zawodziły ją coraz częściej. Została napiętnowana przez Cień. Teraz widzieli to wszyscy. Otworzyła oczy. Na moment oślepił ją słoneczny blask. Rozwarła prawą dłoń i patrzyła na czerwone ślady pejcza. Żałowała z całej duszy, że krzyki bólu rozbrzmiewające jeszcze w jej uszach, nie należały do Victora Santosa. Nienawidziła go, nienawidziła gorąco, zaciekle, wbrew rozumowi i logice. Spalała się w tej nienawiści. Myślał, że wygrał. Myślał, że ją pobił. Słyszała jego rozbawienie, w głowie dźwięczał jej jeszcze jego śmiech. Spotykał się z Glorią; córka oznajmiła jej to hardym, wyzywającym tonem. Ale Gloria nic nie rozumiała, nie dostrzegała Bestii ukrytej pod piękną powłoką. Jak zawsze, to ona musi pokazać córce prawdę, by ją ratować. Zadrżała, czując lodowaty dreszcz pełznący po plecach. Victor Santos jeszcze za wszystko zapłaci. Ona ma przyjaciół, ludzi, którzy za pieniądze chętnie jej pomogą. Zawsze pomagali. O tak, Victor Santos będzie błagał o wybaczenie. Pożałuje, że ośmielił się stanąć jej na drodze.

SpoŜywali je właśnie ze smakiem, gdy Alli weszła do kuchni, przepraszając za spóźnienie, bo zaspała. Wyglądała pięknie. Miał wielką przyjemność, gdy objął ją i scałował te przeprosiny z jej ust. - Ta-ta - zaszczebiotała Erika, obejmując go za szyję, aby mógł ją podnieść. Pocałował ją w policzek, a ona wydała okrzyk szczęścia. Szybko oddał ją w ręce Sprawdź że wieczorem wybiera się na kolację ze swoją szwagierka? Mówił takim dziwnym tonem. Jednak nie miała czasu się nad tym zastanowić, bo Amy wybrała właśnie tę chwilę, by się do niej przysiąść. - Nie rozumiem, czemu Lizzie jest dla mnie taka niemiła - zagadnęła dziewczynka cichutko. Willow natychmiast skoncentrowała się na Amy. Dziewczynka po raz pierwszy próbowała nawiązać z nią rozmowę. Czyżby nadszedł moment przełomowy? - Nie wiem.- odpowiedziała tak samo cichym głosem. Dlaczego myślisz, że jest dla ciebie niemiła? - Nazywa mnie paskudą. - Sprawia ci tym przykrość?