- Wiem, że jesteś przygotowana, ale to może okazać się niewystarczające dla mojej córeczki.

Na wszelki wypadek postanowiła siedzieć cicho w kąciku razem z panią Delacroix, zwłaszcza że miała o czym dumać. Szybko jednak się przekonała, że nie będzie jej dane spokojnie porozmyślać. Fiona zapragnęła podzielić się z nią plotkami o uczestnikach przyjęcia. W dodatku od czasu do czasu jakiś dżentelmen mimo wszystko prosił Alexandrę do tańca. Owo stałe zainteresowanie pomagało trzymać Virgila w bezpiecznej odległości i ratowało przed gadulstwem pani Delacroix. Humor psuła jej jedynie świadomość, że wszyscy uważają ją za własność Kilcairna, ale przynajmniej nikt nie ważył się na insynuacje. - Jestem wyczerpana! - oznajmiła Rose, padając na miękkie siedzenie karocy. - Cieszę się, że zostaliśmy. Fiona poklepała córkę po kolanie. - Bardzo się spodobałaś, moje dziecko! Widziałeś, Lucienie, ilu młodych dżentelmenów i dam chciało porozmawiać z naszą Rose? Hrabia wcisnął się w kąt powozu i zamknął oczy. - W swych dokonaniach panna Gallant przeszła moje najśmielsze oczekiwania. - Ponieważ Rose jest świetną uczennicą - oświadczyła pani Delacroix. Alexandra poruszyła obolałymi palcami stóp. - To prawda - przyznała. - Wiecie, o czym myślałam? - zapytała Fiona. Jej zielone oczy błyszczały. - Nawet nie próbuję zgadywać - mruknął Kilcairn. http://www.teczowakrainapila.pl Westchester i przekonaliśmy gospodynię, żeby oprowadziła nas po Kilcairn Abbey. Powinnaś zobaczyć ten zamek, Lex. Więcej niż dwieście pokoi, sześć salonów i dwie sale balowe. Mama wyobrażała sobie, że pełni honory pani domu, a Lucien i ja zapraszamy okolicznych arystokratów na wiejskie bale. - Lucien i ty? - zdziwiła się Alexandra. Serce w niej zamarło na krótką chwilę. Śmieszne. Nie powinna tak reagować za każdym razem, gdy jakaś kobieta wymienia jego imię. Zwłaszcza że sama nie wiedziała, czy go kocha, czy nienawidzi. Rose zbladła i lekko drżącymi rękami założyła czepek. - Nie pasuje mi, prawda? - Zachichotała nerwowo i zdjęła go pospiesznie. - Chodźmy gdzieś indziej, Lex. Nic mi się tutaj nie podoba. - Ruszyła do drzwi. - Jak sobie życzysz, moja droga. To dziwne. Bardzo dziwne, chyba że jej podejrzenia są słuszne i Rose rzeczywiście zagięła parol na lorda Kilcairna. Ale wydawała się bardzo zadowolona z awansów lorda

Uśmiechnął się. - Doprawdy? - Nie zrozum mnie źle - rzuciła pospiesznie. - Jeśli ty i mama się uprzecie, zostanę twoją żoną. - Przygarbiła się lekko. - Zresztą nie widzę innego wyjścia. Mama jest bardzo zdeterminowana. - A co czujesz do Roberta Ellisa? Sprawdź - Musiało mu się to bardzo nie podobać. Podobnie jak to, że ostatnia dziewczyna zaczęła się z nim szamotać. Lubi, żeby jego ofiary były czyste, niepokalane. Niepokalane... - powtórzył z namysłem. - A wybiera prostytutki. - Oczyszcza je. - Jackson zaczął bębnić palcami po blacie biurka. - Przygotowuje na spotkanie z Bogiem. - Ale kiedy już zamorduje, uprawia z nimi seks. Już po wysłaniu ich do Boga. Nic z tego nie rozumiem. Ten kawałek układanki nigdzie mi nie pasuje. - Może sam uważa się za Boga? Wypala im znak krzyża, Jego znak. Jego czyli swój. Ma to jakiś sens? Santosowi ciarki przeszły po plecach. - Boja wiem? Jabłko, owoc zakazany... - No właśnie. - Wąż skusił Ewę, ona nadgryzła jabłko i podała je Adamowi. - Zegnaj Raju, pojawia się grzech pierworodny. - I te dziewczyny grzeszą - mówił Santos. Podniósł się i chodził teraz nerwowo koło biurka. - Sięgają po zakazany owoc, więc muszą zostać oczyszczone z grzechu. Dlatego je morduje. Żeby oczyścić. Uważa, że je zbawia. Tylko po co je potem... - pokręcił głową. - Jakiś chory sukinsyn. - Zatrzymał się nagle przed Jacksonem. - A sperma? Gdzie biologiczne dowody gwałtu? - Myślisz, że czymś się posługuje? - Cholera go wie. - Santos zastanawiał się chwilę. - Chyba że nasz facet... jest kobietą. Zapadła głucha cisza. Jackson pokręcił głową.