- Dostałaś znowu list z pogróŜkami?

powiedzieć, ale Scott ciągnął dalej: - Popełniłem błąd, panno Tyler. Nie chcę się z panią kłócić... - Ależ ja też nie zamierzam sprzeczać się z panem na ten temat. - Naprawdę? Sądziłem, że będzie się pani upierać... - Z początku nienawidziłam tego stroju, ale gdy zobaczyłam, jak bardzo to pana bawi, postanowiłam go mimo wszystko nosić. Jednak myliłam się, mundurek rozbawił pana jedynie chwilowo. Przez resztę tygodnia, w tych rzadkich chwilach, gdy przebywał pan w domu, nie robił już na panu wrażenia, więc z przyjemnością włożę jutro dżinsy zamiast tego szkaradztwa! Nosiłam go tylko po to, by pana rozbawić - dodała. - Skoro to nie pomogło, z największą przyjemnością schowam go do szafy. Willow nie potrafiła rozgryźć Scotta. Jeżeli chodzi o dzieci, miał złote serce, ale pozostałe emocje trzymał na wodzy. Był dla niej zagadką, tajemniczą księgą napisaną w języku, którego nie znała. - Panno Tyler, czy wszystko w porządku? - Słucham? Och, przepraszam... Zamyśliłam się na chwilę. http://www.tcoshop.pl/media/ - Wybieram się tam, żeby zobaczyć, co znaleźli. Czy to ten sam facet, czy ktoś się pod niego podszywa. - Dłonie? - Były naznaczone krzyżami. - Niech to szlag! To mój gość, Jackson! Jadę z tobą! - Jasne. Wtedy i mnie odbiorą tę sprawę. - Jackson wstał. - Jadę sam, kolego. Gdyby szef dowiedział się, że w ogóle z tobą rozmawiałem, zawiesiłby mnie od razu. - To co mam robić? - jęknął Santos. - Siedzieć na tyłku i czekać, aż klient nam pryśnie? - Dokładnie. - Pieprz się. Jackson poklepał Santosa po plecach. - Jakoś z tego wybrniemy. Najpierw musimy wyciągnąć ciebie. Przez chwilę Santos milczał, po czym spojrzał przyjacielowi prosto w oczy. - A jeżeli się nie uda? Nie chodzi o to, że mogą mnie zamknąć, ale stracę blachę, Jackson. Jestem gliną, tylko to umiem robić...

- Na pani miejscu nie martwiłabym się o nią - odparła Bessy pocieszającym tonem. - Panna Clemency nie da sobie dmuchać w kaszę, jestem tego pewna. - Powiem Clemency, aby zaprzyjaźniła się z psami lady Heleny - stwierdziła pani Stoneham po chwili milczenia. - Każdy młodzieniec zawaha się, widząc pannę w otoczeniu litych diabłów. - Na jej ustach pojawił się uśmiech i nieco się odprężyła. Wystarczy, by Clemency krzyknęła, i natychmiast rozpęta się piekło, myślała. - Wybaczy pani moją śmiałość, ale myślę, że dobrze by się stało, gdyby panna Clemency podjęła tę pracę. Pani przestanie się o nią zamartwiać i czuć się za nią tak bardzo odpowiedzialna. Z drugiej strony pan Jameson jej tam nie znajdzie, a praca guwernantki, nawet tymczasowa, będzie dla niedoświadczonej młodej panny dobrą szkołą życia. Pozwoli jej wczuć się w los tych mniej szczęśliwych od ciebie. Nie oznacza to, broń Boże, braku szacunku dla Panienki Clemency, która jest miłą, dobrze wychowaną młodą damą. Bessy nie powiedziała tego głośno, ale w głębi ducha miała nadzieję, iż panna Clemency zostanie w końcu markizą. Być może, jeśli będzie dłużej przebywać w towarzystwie - młodego markiza, zmieni o nim zdanie, a wtedy on porwie ją powozem do szkockiej wioski Gretna Green na potajemny ślub. Jakie to romantyczne! - W każdym razie, jeśli potrzebuje jej lady Helena, niewiele na to poradzę - westchnęła pani Stoneham. - Nigdy w życiu nie napisałabym do pani Hastings, to byłoby wstrętne, nie mówiąc o tym, że zawiodłabym zaufanie Clemency. Ponieważ nie może zostać tutaj, pozostaje tylko Candover Court. Sprawdź Trwało to chwilę, ale podniosła głowę i napotkała jego spojrzenie. - Powiedz mi, co widzisz. W milczeniu badała wzrokiem jego twarz. I widziała bardzo przystojnego męŜczyznę; męŜczyznę o wielkim sercu i wielkich zasobach miłości, którą rozpaczliwie pragnął ukryć. MęŜczyznę, umiejącego kochać, jeśli sam pozwolił sobie na tę miłość. Umiejącego nie okazywać emocji. Ale, co najwaŜniejsze i czego była najbardziej pewna, to tego, Ŝe od dwóch lat jest w nim zakochana. Z jednej strony chciałaby ujawnić te ukrywane uczucia, pokazać je w świetle dnia i unicestwić ten dojmujący ból, jaki dominował w jego świecie. Teraz równieŜ w jej. Czuła to i nie potrafiła tego zignorować. Problem tkwił w tym, Ŝe chwilami sama w to wierzyła. Mark potrzebował jej. Westchnęła głęboko i odparła, nawiązując do jego pytania: - Powiedz mi, Mark, co powinnam widzieć.