nam niczego nie zabrakło.

znaleźć. Starsza kobieta cała się trzęsła. Theo uspokajająco położył dłoń na jej ramieniu. – Nie martw się, znajdziemy ją. Pewnie gdzieś się schowała. – Też tak myślałam... ale zajrzałam już wszędzie. – Któreś z nas na pewno ją odszuka – powiedziała pocieszająco Lily, lecz w głębi duszy ogarnął ją niepokój. Freya jest wielkim śpiochem i wydawało się nieprawdopodobne, by ułożywszy się do snu, wstała jeszcze z łóżka. – Zaglądałam do dzieci trzy razy – wymamrotała Bea. – Ostatnio jakieś piętnaście minut temu i właśnie wtedy zobaczyłam, że łóżko Frei jest puste. Nie rozumiem, co się mogło stać. – Przeszukamy systematycznie cały dom – zdecydował Theo. – Uspokój się, Bea, ona musi tu gdzieś być. W ciągu dwudziestu minut przetrząsnęli każdy kąt, pokój po pokoju. Zajrzeli pod łóżka, za szafy i komody. Bez rezultatu. Lily właściwie się nie denerwowała, jednak zaczynała czuć zimne ukłucia lęku. To śmieszne, dziewczynka musi tu gdzieś być. Ale gdzie? Spojrzała na Thea. http://www.tabletkinalysieniee.pl - zapytała Malinda zapinając pasy. - Na pewno. Ma siedemnaście lat, jest odpowiedzialny i dzieciaki go uwielbiają. - A jak się coś stanie? - Zostawiłem twój numer obok telefonu. W razie jakichś kłopotów będzie dzwonił. - Jack przekręcił kluczyk w stacyjce i poklepał Malindę uspokajająco po ramieniu. - Rozluźnij się. Wszystko będzie dobrze. Rozluźnij się. W ostatnim tygodniu Malinda słyszała to słowo tyle razy, że wystarczy jej na całe życie. A Cecile była w błędzie. To nie ćwiczenia były potrzebne Malindzie. Może czołowa lobotomia, ale nie ćwiczenia. Od oddechów brzusznych bolały ją

jak najszybciej zobaczyć strach w oczach Julianny. A potem kula, która rozerwie jej głowę na strzępy. Żeby już nigdy nie musiał patrzeć na tę sukę. ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY Opis mieszkania Powersa, który podała im Julianna, był niepokojąco trafny. Zimne i pozbawione wszelkich indywidualnych cech, pomyślała Sprawdź z łóżka i pomknęła do łazienki. Zapaliła wszystkie światła i podeszła do lustra. Olśniewające! To było jedyne słowo, które przychodziło jej na myśl, kiedy patrzyła na lśniące zimnym ogniem diamenty. Po chwili zobaczyła też odbicie Johna w lustrze. Stał tuż za nią i przyglądał się jej uważnie. – Nie są dostatecznie ładne – stwierdził. – Brakuje im twojego żaru i ciepła. – Och, John! – Odwróciła się i zarzuciła mu ręce na szyję. – Są wspaniałe! Piękne! – Przytuliła się do niego z całej siły. – Dziękuję, dziękuję... Uścisnął ją, a potem pocałował w czoło. – Przecież wiesz, że na nie zasługujesz. – Psujesz mnie – szepnęła.