- Wcale nie! Pan Quincy wszystko pokręcił! Nie wiem, może on jest

Pracownicy pogotowia błyskawicznie przewieźli Amandę na intensywną terapię, oszczędzając wszystkim widoku. Policjant zdążył jednak sfotografować przednią szybę, włącznie z jej lewym górnym narożnikiem, w którym widać było makabrycznie strzaskaną twarz. Quincy przyjrzał się zdjęciom. Rainie zastanawiała się, po jakim czasie je odłoży. Westchnęła. Zawartość raportu nie dawała wielkiej nadziei. Nie znaleziono śladów innego samochodu. Nie było śladów hamowania. Poza tym nie było śladów żadnego innego człowieka. Policjant napisał przyzwoity raport i w tej chwili Rainie musiała to przyznać. Pozostawała kwestia, jakim cudem Mandy była pijana o wpół do szóstej rano, kiedy trzy godziny wcześniej u znajomych była trzeźwa. Był jeszcze „niefunkcjonujący" pas; gdyby działał, pewnie uratowałby jej życie. No i ten tajemniczy mężczyzna, podobno ukochany Amandy Quincy, którego nikt nigdy nie widział. - Niewiele tego jest - mruknęła. Ale podejrzenia Quincy'ego musiały zrobić na niej wrażenie, bo już nie była taka pewna siebie. Greenwich Village, Nowy Jork Kimberly August Quincy stała w narożniku Placu Waszyngtona, w samym centrum kampusu Uniwersytetu Nowojorskiego. Świeciło słońce. Niebo http://www.ta-medycyna.net.pl gruchota i uruchamia silnik. Zauważyła, że detektyw na nią patrzy, po czym wyjechała z parkingu i skierowała się na autostradę. Nagle zaczęło padać. W oddali dały się słyszeć pierwsze grzmoty. Rainie jechała w deszczu, słuchając miarowej pracy wycieraczek i od czasu do czasu sprawdzając pas bezpieczeństwa. Trzymał jak należy. Godzina dwudziesta druga piętnaście. Osiem godzin do wyjazdu. Na razie była bezpieczna. Klub strzelecki Kimberly, New Jersey Chcę się zobaczyć z Dougiem Jamesem. - Jest z kursantem. - On jest moim instruktorem. Chcę z nim chwilę porozmawiać... - Może zostawi pani wiadomość? - Nie, muszę porozmawiać z nim osobiście. Przysięgam, że to nie potrwa

nie wypowiadając ani słowa. Przewodnik się zdenerwował, zaczął wylewnie przepraszać i wyjaśniać, że zaraz ktoś po nich przyjedzie, po czym wyciągnął butelkę wina - tak na przeprosiny. Dziadek tylko na niego popatrzył. W końcu powiedział: Ta ziemia należy do Boga, i wrócił do kurnika. Cały dziadek. - Już go lubię - wyznała szczerze Rainie. Sprawdź - Nie zabiłem Elizabeth. - Oczywiście, że nie! - Mówię poważnie. Jesteś dobrą agentką. A ja nie zabiłem mojej żony. Zawahała się. Bez trudu wyczuła pewną nutę w jego głosie. Zbyt długo była pracowniczką biura, żeby tego nie zrozumieć. - Jest jeszcze coś, prawda? - Ta osoba... - Quincy odpowiedział, jakby był już nieobecny. - On jest bardzo bardzo dobry. - Może i jest dobry, ale mieliśmy już do czynienia z podobnymi. Znaj¬ dziemy go. - Naprawdę? Przeglądałem moje dawne sprawy. Na razie nie mam żad¬ nej wskazówki. Glenda, powtarzam ostatni raz: nie zostawaj tu sama. 136