- Już jadę, Jane.

techniczna. Teraz jednak Keenan potrzebował kilku haustów prawdziwie świeżego powietrza, a tymczasem dochodził go wyłącznie zapach rozkładu z warstw suchych liści pod nogami. Jim Keenan lubił las z jego odgłosami, mrokiem i zapachami; przypominał mu szkolne wycieczki na łono natury z czasów, kiedy jako chłopiec mieszkał tuż za obrzeżami Croydon. - Panie inspektorze? Za dobre, by miało trwać. Keenan obrócił się i zobaczył młodego, przemoczonego konstabla, który miał za zadanie kontrolować, kto wchodzi i wychodzi z ogrodzonego terenu. Stał przed nim z niepewną miną, przestępując z nogi na nogę. - Przepraszam, panie inspektorze, ale przyjechał doktor Collins. - Już idę. Keenan błyskawicznie wrócił do rzeczywistości z całą jej brzydotą. http://www.stomatologkrakow.edu.pl Wampir kiwnął: - Przelotnie. Na szczęście, on okazał się zbyt mądry, by przyjąć bój, dogonić zaś uciekającego Władcę nie będzie mógł żaden wilk - a metamorfy ani trochę są bystrzejsze od zwyczajnych wilków. Widocznie, ich intelekt zależy od wybranego ciała. - Jak myślisz, Len wróci? - żałośnie zapytałam. - Jestem pewny. I wewnętrzny głos podpowiada mi, że te kreatury też tak prosto od nas nie odczepią się. Orsana, siedząc na mchu, zacięcie ocierała brudny sztylet. - Znachorzy linka! - przedrzeźniała go. -- Dobre, sławne wilki! Wolha, ty z pewnością, żartowałaś, kiedy powiedziałaś, że u wampirów jest niejaki szósty zmysł, za pomocą którego oni rozpoznają wszystkich żywe istoty? - No dobrze, pomyliłem się! Kajam się i pełzam u twoich stóp! Jesteś zadowolona? - odburknął Rolar. -- Trzeba wynosić się stąd. Szybko łożniacy zrozumieją, że, pognawszy za ofiarą na gapę, zostawili trzy pierwsze. - Bez koni daleko nie pójdziemy - zaniepokojona zauważyła Orsana. - Lepiej podejść kawałek niż zostać w tym miejscu - uwaga Rolara była nie pozbawiona sensu. Najemniczka włożyła sztylet w pochwę i zerwała się na równe nogi. Podchwyciłam torbę i poszłam za przyjaciółmi. Ku naszej ogromnej uldze, las wkrótce się skończył. Nad polem migotały rzadkie gwiazdy, księżyca nie było widać. Okazało się, wilki złapały nas w jakiejś setce kroków od skraju lasu, dniem my dawno byśmy go zauważyli zarysował się przebłysk. Rolar gwizdną na dwóch palcach, przeleciało echo nad śpiącą równiną, i nie zdążyło się zgubić wśród łagodnie położonych pagórków, jak zmieniło się narastającym tupotem. Na przodzie biegł Karasik, bok w bok z nim - Wianek i kilka kroków dalej - Smółka. Byłam gotowa pocałować ją w czarną szkodliwą mordę, lecz odłożyłam czułości na potem i szybciej wskoczyłam do siodła. Bardzo w porę. Tylko wyszperałam drugie strzemię i wyprostowałam się, jak kobyła pisnęła, stanęła dęba i bez popędzania rzuciła się naprzód. Cudem utrzymawszy się w siodle, obejrzałam się i nieomal spadłam z własnej winy - od podnóża lasu szybko rozpełzał się czarno szary cień. Przejęcie zawodząc, wilki zbudowały szerokie półkole, jak konie wyścigowe podczas obławy i rzucili się w ślad za nami. Oni niezbyt się rwali do roboty, i wkrótce pojęłam, dlaczego - na przodzie zabłyszczała rzeka. Mnie dogonili Rolar z Orsaną. -- niezupełnie słusznie, konie ich poniosły i instynktownie przybliżyły się do Smółki.

spotkać się przy jakiejś kawie. - Albo zaprosiłbym cię na odprężającą szklaneczkę po którymś spotkaniu. ~*~ W swoim domowym gabinecie Lizzie odpowiedziała, że to byłoby wspaniale, podała mu numer komórki, Sprawdź zaufania, czy ty tego nie widzisz? Cały czas chodzi tylko o to samo! Lizzie znów opadła na fotel. - Owszem, wszystko sprowadza się do jednego. - Mówił teraz znacznie ciszej. - Do czegoś, czego nigdy tak naprawdę nie rozumiałem: dlaczego po tym, cośmy wspólnie prze-żyli, fakt, że po prostu tak bardzo pożądam własnej żony, wydaje się taki straszny. - Umilkł na chwilę. - I nawet jeśli tak uważasz, jest to jedyna brzydka rzecz, jaką musisz raz na jakiś czas ode mnie znosić, więc chyba przesadzasz z tymi skargami? - Z powodu tego luksusu? - rozejrzała się po