królewskiej konnicy, w pięknym mundurze.

Stanął pod drzwiami mieszkania Filipa. Miał szczęście, że przed nim jakieś dziecko wchodziło do bloku i nie musiał dzwonić domofonem. Chciał Adamowi zrobić niespodziankę. Odetchnął ciężko, zaciskając dłoń na połach swojej dżinsowej, króciutkiej kurteczki. Denerwował się, zresztą jak zawsze przed spotkaniem ze swoim idealnym księciem. Przełknął ślinę, naciskając na dzwonek, a serduszko zabiło mu szybciej. Odczekał dłuższą chwilę, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Nacisnął więc dzwonek ponownie, marszcząc swoje wyregulowane brwi. A co jak Adama nie ma w domu? I znowu się z nim nie zobaczy? Usłyszał jednak jakąś krzątaninę za drzwiami, a po chwili szczęk zamka. Klamka poruszyła się w dół, a on aż wstrzymał powietrze. Zaraz go zobaczy! Zobaczy swojego księcia! Drzwi się otworzyły, a w nich stanął… na pewno nie książę. Zmrużył swoje malutkie oczy, przyglądając się wysokiemu, szczupłemu mężczyźnie w samych slipkach. Pamiętał go… Ten facet całował się wtedy na dworze z Filipem! Brunet uniósł brwi, spoglądając zdziwiony na blondyna. - Tak? – zapytał, gdy stwierdził, że Krystian raczej nie ma zamiaru się odezwać. Szarooki odchrząknął i aż w pierwszym odruchu chciał zwilżyć wargi językiem. Szybko sobie jednak przypomniał, że ma na nich błyszczyk i zlizałby wszystko. - Ja, um… - wystękał. Dziwnie się czuł pod tym uważnym spojrzeniem piwnych http://www.spwitow.pl mieszkania Karola, nabierając powietrza na dodanie sobie otuchy. Musi z nim porozmawiać. Przecież brunet nie może go całe życie unikać! Uniósł dłoń do drewna, pukając. Odczekał chwilę, słysząc jakąś krzątaninę po drugiej stronie. Drzwi się otworzyły, a w progu stanęła starsza kobieta z miłym wyrazem twarzy. Krótkie włosy jak zwykle ułożone były starannie w małe loczki podtrzymywane przez lakier. - Dzień dobry, proszę pani – uśmiechnął się lekko, na co kobieta odpowiedziała również szczerym uśmiechem. - Och, Krystian! – ucieszyła się. – Karol jest jeszcze w pracy, powinien niedługo skończyć. Wejdź, upiekłam ciasto! Zdążysz zjeść, nim przyjdzie – odsunęła się od drzwi, zapraszając chłopaka gestem ręki. Była dosyć niską i chudą osobą, całkowitym przeciwieństwem swojego syna. Blondyn wszedł do przedpokoju, którego ściany wyłożone były panelami, nadając

- Ma lepsze resory niż moja kariolka! - wykrzyknął. Alec przytaknął mu nieznacznym ruchem głowy, nie zwracając większej uwagi na swojego partnera, nieco wstawionego. Coś innego zaprzątało jego uwagę. Willa! Choć gnał przez poranną mgłę na złamanie karku, wciąż wydawało mu się, że jedzie zbyt wolno. Nie mógł się doczekać chwili, kiedy zobaczy Becky, weźmie ją w ramiona, okręci wokoło i pocałuje najmocniej, jak tylko można sobie wyobrazić. No i kiedy wręczy jej tytuł posiadania Talbot Old Hall. Sprawdź jednak, że znajdę tu panią. - Mógł pan po prostu przyjść i zaczekać na niego, tak jak ja. A nie włazić do środka chyłkiem niczym rabuś. - Znów w niego wycelowała. - Nie ma mowy o rabowaniu! Nigdy bym tego nie zrobił! - jęknął niczym uosobienie niewinności. - Napije się pan czegoś? - spytała niezbyt uprzejmie, kiedy weszli do salonu. Zapaliła ponownie świecę i podeszła do szafki z trunkami - Ja też skosztuję czegoś mocniejszego. - Ręce jeszcze jej drżały po przeżytym strachu. - Chętnie. - Rushford stanął koło niej i zaczął przeglądać butelki. Nagle spojrzał na jej lewą dłoń. Uniósł ją i przyjrzał jej się uważniej. - A więc to coś poważnego! Nosi pani sygnet Aleca! - wyjąkał, puszczając jej rękę i mierząc ją wzrokiem. Becky zerknęła na wielki złoty sygnet i uśmiechnęła się żałośnie.