- ¯artujesz? - Cissy potrzasneła głowa ze smiechem. -

Eugenia popiła kes miesa winem. - Chyba bede mogła pojechac do Tiburon. W tym tygodniu mam kilka spotkan, ale mo¿e w nastepnym... - Sadze, ¿e bede w stanie pojechac tam sama - odparła zniecierpliwiona Marla. Miała ju¿ dosc tego, ¿e wszyscy traktuja ja, jakby była niepełnosprawna. Zaczynała widziec ten dom jako cos w rodzaju luksusowego wiezienia, co było, oczywiscie, smieszne. Chciała spotkac sie z ojcem w cztery oczy, bez rodziny. - Nie mo¿esz prowadzic - przypomniał jej Alex. - Czemu? - Có¿, twój samochód znajduje sie w warsztacie, a ty dopiero co wyszłas ze spiaczki... 200 - Ju¿ odzyskałam przytomnosc. Nie widze powodu, by zawracac twojej matce głowe moimi sprawami. Ani tobie. Nie musisz organizowac dla mnie wycieczki. W koncu rozmawiamy o moim ojcu. - Marla urwała, czujac, ¿e jeszcze chwila, a straci cierpliwosc. Pod cienka warstwa uprzejmosci i wyszukanych manier, za kregiem swiatła odbijajacego sie w http://www.sparkel.pl - Ale go pan nie widział? - W ogóle niewiele widziałem. - Kto panu zapłacił? - Mówiłem, żeby o to nie pytać, bo nie wiem. Pieniądze zostawiono w brązowej torbie w koszu za White Horse. Wziąłem je, przeliczyłem i powiedziałem to, co mi kazano. I tyle. - Ale został pan krzywoprzysięzcą. To jest przestępstwo. - Wiem o tym, ale kto będzie sobie teraz zawracał tym głowę? - zapytał i trudno było odmówić mu racji. Machina wymiaru sprawiedliwości działała zbyt wolno, by zdążyć osądzić i wtrącić do więzienia Caleba przed jego śmiercią. Ziewnął. Powieki zaczęły mu opadać. Katrina zapytała: - Zatem jak pan sądzi, kto zabił Ramóna Estevana? - Nie mam pojęcia. To mógł być każdy, tak myślę. Ten Estevan był podłym sukinsynem, to znaczy podłym łajdakiem. Upijał się, wszystko niszczył. Nieraz zdarzyło mu się wybić szyby we własnym sklepie. A poza tym ludziom

miekko. - Jakie? - Mo¿esz spac ze mna. 248 Nie! Spojrzała na niego ostro, ale on patrzył przed siebie. Wszystko w niej buntowało sie na sama mysl, ¿e miałaby Sprawdź Shelby odsunęła krzesło, wsunęła najważniejszy folder pod pachę i w tym momencie usłyszała, że jakiś samochód zwalnia i zatrzymuje się na opustoszałej ulicy przed biurem. Świetnie, pomyślała. Kolejna osoba, która mogłaby ją rozpoznać. Nie żeby to miało większe znaczenie. Chyba żeby to był Ross McCallum. Omal nie dostała zawału. Nie panikuj, Shelby. Ross nie ma tu żadnych spraw do załatwienia. Po prostu jesteś przewrażliwiona. Ruszaj dalej. Jedź do Lydii. Zażądaj, żeby powiedziała ci prawdę. Wepchnęła swoją teczkę do szafki, zgasiła latarkę, wsunęła szufladę i zamknęła ją na klucz, podobnie jak biurko. Nie chciała, żeby jej ojciec się zorientował, że poznała prawdę. Najpierw musi zobaczyć swoją córkę, porozmawiać z nią, zdecydować o dalszym postępowaniu. Gdyby sędzia dowiedział się, że Shelby ustaliła miejsce pobytu Elizabeth, mógłby znowu sabotować jej wysiłki. - Drań - mruknęła, okrążając biurko ojca, podczas gdy jej oczy przywykały do ciemności. Nie mogła narażać się na ryzyko przyłapania. Nie teraz.