szła galerią.

zagadkę ich śmierci. Niech pan wreszcie powie prawdę. Szkolny psycholog zadrżał. Rozglądał się gorączkowo. Znikąd pomocy. Był tylko on i dwoje funkcjonariuszy organów ścigania. Quincy przedarł się wreszcie do ciemnych zakamarków jego sumienia. Richard Mann podniósł wzrok. Wyglądał na zawstydzonego. – Nie powiedział mi tyle, żebym mógł interweniować – wybąkał. – Przysięgam, gdybym wiedział, co się stanie... – Wyduś to z siebie – rozkazała Rainie. – Zapytałem raz Danny’ego, czy naprawdę wie, kto to jest ten No Lava. Podzieliłem się z nim moimi obawami co do przyjaźni z nieznajomym, który jest tylko adresem emailowym. A jeśli to jakiś sześciolatek albo sprośny staruch... chociaż nie wyraziłem się tak dosadnie. – A co Danny na to? – Powiedział: ona jest w porządku. A kiedy próbowałem mu wyjaśnić, że w tym właśnie rzecz, że w Internecie można się podać za kogokolwiek, zrobił taką dziwną minę. Zaintrygował mnie. Wtedy myślałem, że to tylko poza. Ale po wtorku zacząłem się zastanawiać. A jeśli się myliłem? A jeśli po prostu chłopak był pewien, że zna prawdę... Może spotkał się z tą osobą? – Dlaczego do diabła nie wspomniałeś nam o tym wcześniej? – To była tylko teoria! – zapewnił Mann. – O innych swoich teoriach nam powiedziałeś. – No Lava to co innego. Widziałem emaile! A o Melissie i jej ojcu powtórzyłem tylko, co http://www.soze.pl maklerów. Jednak nadzieja zysku musi poczekać co najmniej do jedenastej, gdy zamykają się bramy ogrodu, a posiadacze i posiadane rozpływają się w labiryncie ulic. Okoliczne domy tylko czekają na spragnionych rozkoszy. Ale tu, w najradośniejszym z radosnych, jak mówią przewodniki, zakątków Paryża, mrukliwy policjant zawsze ma baczenie, by zbyt otwarcie nie zostały złamane zasady uczciwego handlu, zwane obłudnie moralnością. Najwyższe ceny osiągają fałszywe arystokratki, które czarem egzotycznie brzmiących

– Stawiasz kolację, potem pójdziemy, gdzie chcesz. 12/86 1 jula 1845, piąta Świt zastaje go rzygającego tuż za rogiem kurewskiej noclegowni. Zataczając się, rusza Sprawdź A mózg dalej robił swoje, choć teraz jego praca nikomu już nie była potrzebna. Z Lentoczkinem też już wszystko stało się zrozumiałe. Jasne, że po pobycie w trumnie żadnych dachów ani ścian chłopak nie znosi, w ogóle żadnych ograniczeń dla ciała. Szlochanie ustało samo – to Berdyczowski doszedł do kolejnego odkrycia. Ale przecież Lentoczkin jakimś sposobem z trumny się wydostał! Niech będzie, że szalony, ale żywy! To znaczy – jest nadzieja! Modlitwa! Jak można było zapomnieć o modlitwie! Jednak łacina, twardo, jak się zdawało, wykuta w latach nauki w gimnazjum i na uniwersytecie, całkiem wyparowała z pamięci ginącego pana Matwieja. Nie mógł sobie nawet przypomnieć, jak jest po łacinie „Boże”! I duchowy syn władyki Mitrofaniusza zaryczał po rosyjsku: – Wierzę, Boże, wierzę!!! Zaczął się miotać w drewnianej skrzyni, wparł się w wieko czołem, rękoma, kolanami – i