- Wiesz co, kuzynko Anne, to dziwne, ale wydaje mi się, że nie mogłabym już wrócić do domu na dawnych warunkach - odparła w końcu Clemency. - Naturalnie nie chcę być do końca życia guwernantką, jednak doświadczyłam niezależ¬ności i chyba nie potrafiłabym już się bez tego obejść.

wiedział, Ŝe w gruncie rzeczy Ŝadna kobieta nie moŜe czuć się przy nim bezpieczna. A poniewaŜ kaŜda ma prawo domagać się szczerości ze strony partnera, Mark postanowił spędzić samotnie resztę Ŝycia. Co prawda nie był teraz sam, pomyślał, i uśmiech rozjaśnił mu twarz. Przed paroma miesiącami wiódł beztroskie Ŝycie kawalera i nie przyszło mu nawet do głowy, Ŝe będzie musiał zająć się ośmiomiesięczną Eriką Danielle Hartman. Jak on, do diabła, poradzi sobie z tym dzieckiem? Szybko jednak padła odpowiedź na to pytanie: musi robić dokładnie to, co robił jego brat Matthew wraz z Ŝoną Candice. Musi nie tylko stworzyć dom dla ich dziecka, musi takŜe zadbać o to, by dziecko miało wszystko, czego potrzebuje. A na to było go stać, gdyŜ na terenach naleŜących do jego dziadka odkryto swego czasu złoŜa ropy naftowej. Tak więc Hartmanowie stali się z dnia na dzień milionerami. Usłyszawszy brzęczyk telefonu, spojrzał na zegarek. Czekał na wiadomość od Jake’a. Jego przyjaciel, jako aktywny członek klubu ranczerów, kandydował na urząd burmistrza i miał moc pracy, szczególnie teraz, gdy w Royal działy się jakieś dziwne rzeczy. Mark podniósł słuchawkę, bo Alli poszła juŜ do domu. - Tak, słucham. - Cześć, Mark - zaczął Jake. - Jutro o ósmej wieczór odbędzie się spotkanie w klubie. Przyjdziesz? http://www.rejack.pl/media/ - Co takiego? - zapytała z zakłopotaną miną. - Panna Stoneham. - Nie mogę się pozbyć wrażenia, że nie jest tym, za kogo się podaje - zaśmiała się i wzruszyła ramionami. - Być może jednak czytałam zbyt dużo powieści! W każdym razie czułabym się lepiej wiedząc, że nie ma żadnych niegodnych zamiarów wobec mojego biednego braciszka. - A myślisz, że tak jest? - Lysandrze, mój drogi! - Oriana ścisnęła go za rękę. - Wystarczy na nich popatrzeć, by zrozumieć, że panna Stoneham jest Markiem mocno zainteresowana. Naturalnie, że ma nadzieję coś wskórać, a która guwernantka by nie miała, jakkolwiek stara się to ukryć. - Nie wierzę, by go zachęcała. - Jesteś zbyt łatwowierny - uśmiechnęła się Oriana. - Taki ostentacyjny pokaz niechęci potrafi niekiedy zdziałać cuda. - Rozumiem. - Tak też sobie myślałam. Gdy towarzystwo przybyło pod ruiny kościoła, państwo Fabianowie już ich oczekiwali. Woźnica wyładował z powo¬zów kosze i rozłożył na trawie kilka dywaników. Lady Fabian zajęta była rozpakowywaniem i Clemency natych¬miast zaczęła jej pomagać. Giles również postanowił pójść w jej ślady. - Czy mogę w czymś pomóc, panno Stoneham? - Dziękuję, panie Fabian. Może pan postawi napoje w chłodnym miejscu.

Lysander wbił w nią wnikliwe spojrzenie, lecz nic nie powiedział. Nie do końca uwierzył w historyjkę o farbach, choć brzmiała całkiem wiarygodnie; wiedział dobrze, że ciotka, jeśli tylko mogła, unikała dalekich podróży. Czuł się jednak zbyt przygnębiony, by zdobyć się na jakikolwiek sprzeciw. Markiz w istocie cierpiał męki, wszak z własnej winy utracił dziewczynę, którą kochał. Zdał sobie sprawę ze swych uczuć jeszcze przed pocałunkiem na jarmarku. Ta niezwykła istota oczarowała go, kiedy trzymając się za ręce szli strumieniem w poszukiwaniu zimorodka. Początkowo usiłował stłumić to uczucie. Z nic na świecie nie chciał przysporzyć Clemency zmartwień, nie mógł więc prosić ją o rękę w sytuacji, kiedy zamierzał sprzedać dom i nie był pewien swojej przyszłości. Potem do jego serca wkradła się zazdrość. Rozsądek podpowiadał, że dziewczyna jest niewinna i nie zabiega bynajmniej o względy Marka, mimo to rósł w nim niepokój, umiejętnie podsycany przez Orianę. Szalał na myśl o Marku cieszącym się jej pocałunkami i pieszczotami, o których sam marzył. Doskonale wiedział, że przyjaciel jest gotów bez skrupułów wykorzystać sytuację. Jedyne, co on mógł zrobić, to odsunąć na bok swoje fantazje i ofiarować Clemency uprzejmą poprawność pracodawcy. Gdy list Thorhilla uświadomił mu w końcu całą prawdę, jego pierwszą reakcją był dziki, niepohamowany gniew. W działaniu dziewczyny dostrzegał celowe szyderstwo i chęć upokorzenia go. Tak jakby znała jego najskrytsze myśli i w żywe oczy sobie z nich kpiła. Teraz ochłonął, ale czy może zaproponować małżeństwo kobiecie, którą tak okrutnie znieważył? Jeśli nie potrafił postąpić honorowo i oświadczyć się, gdy uważał ją za biedną, tym bardziej nie ma do tego prawa dzisiaj, gdy wie, że jest bogata. Wyszedłby na najpodlejszego łowcę posagów. Obecnie miał do zaoferowa¬nia wyłącznie swój tytuł, lecz nie sądził, by Clemency to wystarczyło. Czy uwierzy w jego miłość po kalumniach, jakimi ją obrzucił? Nie, musi nieodwołalnie pogodzić się z jej utratą i może wyjazd do stolicy pozwoli mu o tym zapomnieć. Candover Court jest zbyt pełen wspomnień - na każdym kroku widział ją niosącą sterty prania czy siedzącą przy oknie z Arabellą - i każde miejsce w domu boleśnie przypominało mu jej stratę. Londyn wydawał się bardziej neutralny. Sprawdź radzisz na autostradzie. Willow wyprowadziła samochód z garażu, uważając, by nie porysować zielonego, luksusowego auta Scotta zaparkowanego obok. Nie była zdenerwowana. Wiedziała, że jest dobrym kierowcą. Wybranie się z nią na przejażdżkę, gdy była ubrana w te cholerne krótkie spodenki, okazało się wielką pomyłką. Powinien jej powiedzieć, żeby włożyła dżinsy. Wtedy być może byłby w stanie oderwać wzrok od zgrabnej linii jej ud. Miała piękne, opalone nogi. Prawą przyciskała gaz, podczas, gdy lewą oparła wygodnie o drzwi kierowcy, koncentrując się na drodze. Czy zdawała sobie sprawę, że siedzi w bardzo seksownej pozycji? Rozchylając w ten sposób zmysłowo uda, mogła przyprawić każdego mężczyznę o atak serca!