- Tak, własnie to chce ci powiedziec.

wstawała tylko, by pójsc do toalety. - Martwie sie o nia- powiedziała Eugenia, kiedy przyszła zobaczyc małego. Marla chciała wziac Jamesa na rece, ale była zbyt słaba, nie mogła nawet usiasc na łó¿ku. - Nie powinnismy zadzwonic do doktora Robertsona? - Rozmawiałem ju¿ z Philem - powiedział Alex. - To normalne. - Nie wydaje mi sie. - Eugenia potrzasneła swoja starannie uczesana głowa. Marla chciała cos powiedziec, ale zamiast tego znowu prawie zasneła. - Marla jest wyczerpana, potrzebuje spokoju i odpoczynku, wiec Phil przepisał jej leki przeciwbólowe i łagodny srodek uspokajajacy, ¿eby jak najszybciej doszła do siebie. - Ale... 269 - Cicho, dajmy jej spac. - Alex wyprowadził matke z pokoju, ale Marla usłyszała jeszcze, jak mówił: - Rozmawiałem z Philem. To normalna reakcja, ale powiedział, ¿e zmieni lek przeciwbólowy na cos, co nie bedzie http://www.psychoterapeutawarszawa.info.pl/media/ dopiero w tej chwili zdała sobie sprawe, ¿e jej córka tak¿e znajduje sie w pokoju. - Skoro tak go nie znosisz? - To nieprawda, kochanie. Ja tylko... nie aprobuje tego, co robi. - Jasne, tato. Ale co cie obchodzi, co on robi, jesli nie wchodzi ci w droge? Dobre pytanie, pomyslała Marla, czujac, ¿e znowu odpływa. Miała ochote znowu zapasc w głeboki, spokojny sen, ale nikt nie odpowiedział Cissy i w pokoju zapanowała pełna napiecia cisza. - Dlaczego nikt nie chce o nim rozmawiac? - spytała w koncu Cissy. - Czasem mi sie wydaje, ¿e jego imie to słowo na cztery litery, czy cos takiego.

- Ty przeklęta dziwko. Gdzieś za oknem rozległo się wycie syreny, ale było już za późno. Ross objął Shelby ramionami. Kopała go, mocowała się z nim, drapała po twarzy, ale wciąż jej nie puszczał. Aloise zemdlała. Vianca klęczała przy niej, zanosząc się histerycznym szlochem. - Madre, och, madre. - Nie możesz tego zrobić, McCallum - syknęła Shelby. - Wrócisz do więzienia. Mam świadków. Sprawdź pasku, okulary przeciwsłoneczne i szminka. Pomyslała o kluczach i doszła do wniosku, ¿e lepiej byłoby gdzies je schowac... ale gdzie? Gdzies, gdzie nikt ich nie znajdzie. Marszczac brwi, rozejrzała sie po pokoju. Nie, zbyt wiele osób ma dostep do tego pomieszczenia. Tu nie bedzie bezpiecznie, zwłaszcza ¿e Eugenia szuka tych kluczy. Ju¿ miała zamiar wło¿yc je do torebki, ale po głebszym namysle wsuneła je z powrotem do kieszeni d¿insów. Musi szybko zrobic z nich u¿ytek albo dorobic drugi komplet. Ale jak, skoro nie ma nawet złamanego centa ani ksia¿eczki czekowej, karty kredytowej ani... Nic nie ma. - Do diabła z tym wszystkim - mrukneła, zbiegajac po schodach.