Tallant. Niestety reszta nocy wyglądała podobnie. Obydwie pary graczy szły łeb w łeb i żadna z nich nie mogła zyskać pięciopunktowej przewagi niezbędnej do wygranej. Gdy któraś z par zdołała uzyskać punkt po punkcie, druga natychmiast ją doganiała. Czasami ktoś zyskiwał przewagę jednego lub dwóch punktów, lecz wkrótce ktoś inny ją niwelował. Dopiero po północy przewaga Aleca i Draksa zwiększyła się trochę. Mimo to Alec zaczął się zastanawiać, czy ta gra kiedykolwiek się skończy. O pierwszej ogłoszono przerwę. Alec opłukał twarz wodą i poprosił o herbatę z cukrem. Krążąc dokoła, żeby rozprostować nogi, spojrzał na żagle i pomyślał o małej dziewczynce, której pokojem dziecinnym stał się okręt wojenny, Wcześnie nauczyła się być odważną. Nadzwyczajna istota! Pozwolił umysłowi odpocząć, patrząc na fale. Znów pomyślał o Becky i jej gniewnych wyrzutach. Czy naprawdę chciał ryzykować życie, próbując zabić Kurkowa, tylko po to, żeby przekonać samego siebie, że nie jest samolubny? Uznał to za absurd, choć może kryło się w tym trochę prawdy. Do diabła! Jeśli teraz ją zawiedzie, nie będzie mógł spojrzeć jej w oczy ani samemu w lustro. Śmierć byłaby czymś lepszym niż perspektywa powrotu do niej z pustymi rękami. Myśli te sprawiły mu dotkliwy ból, ale w końcu potrząsnął głową. Nie może sobie na nie pozwalać. Gra się jeszcze nie skończyła! Rześkie powietrze sprawiło, że oprzytomniał. http://www.psychopedagogika.pl - A jeszcze smutniejsze, kiedy nie może być sama, choć tego pragnie - odparła swoją nienaganną, wyspiarską angielszczyzną. - Jeśli komuś Bozia poskąpiła urody, to nie powinien być tak wybredny - burknął, ale dał jej spokój i wrócił na miejsce. Uśmiechnęła się do siebie i popatrzyła w stronę wejścia. Właśnie wtedy do baru wszedł jakiś mężczyzna. Miał na sobie mundur marynarza i czapkę zsuniętą głęboko na oczy. Daszek rzucał cień na jego ogorzałą, szczupłą twarz. Tym razem Bella nie miała wątpliwości. Powoli podniosła szklankę do ust. - Która godzina? - zapytał nieznajomy po angielsku, a gdy mu odpowiedziała, przerzucił się na francuski i zauważył, że wieczór jest chłodny. Zamówił drinka, ale więcej się do niej nie odezwał. Wypił bez pośpiechu, po czym wyszedł na ulicę. Odczekała parę minut, a potem poszła za nim. Czekał w jednym z doków. Miejsce było słabo oświetlone, więc z daleka wyglądał jak mroczny cień. Bella zbliżyła się do niego pewnym krokiem, wiedząc, że to, co ją zaraz spotka, może być jej początkiem albo końcem. - Masz informacje - bardziej stwierdził niż zapytał. Jego angielszczyzna była poprawna, pozbawiona akcentu. Blaque umiał dobierać ludzi. - Popłyniemy tym - rzucił, wskazując małą motorówkę. Wiedziała, że nie ma wyboru. Na morzu była zdana wyłącznie na siebie, ale nie wahała się nawet przez chwilę. Zwinnie wsiadła do łódki, zajmując miejsce obok steru. Po chwili mężczyzna do niej dołączył. Nagły pomruk silnika poniósł się po spokojnej wodzie jak grzmot. Odetchnęła głęboko i starała się myśleć wyłącznie o tym, że jest coraz bliżej celu. ROZDZIAŁ SIÓDMY Emmett będzie wściekły. Bella uśmiechnęła się do siebie i mocniej chwyciła za brzeg siedzenia, gdyż nabierająca prędkości łódź zakołysała się gwałtownie. A więc Blaque wcale nie rezyduje w willi blisko pałacu. Przyczaił się na morzu. Tam rzeczywiście nie będzie miała żadnego wsparcia. Nie martwiło jej to. Zawsze wolała działać na własną rękę. Instynkt podpowiadał jej, że tego wieczoru na pewno go spotka. Wciągnęła powietrze głęboko do płuc. Musi być bardzo spokojna. W takich sytuacjach nerwy są bardzo złym doradcą. Zamyślona popatrzyła na białą smugę piany, która znaczyła ich szlak. Wieczorny rejs po Morzu Śródziemnym jest bardzo przyjemny. Zwłaszcza że z każdą chwilą przybliża ją do celu, do którego zmierzała od dwóch lat. Czuła narastające podniecenie, ale nie strach. Zresztą i tak musiałaby nad nim zapanować. Lęk paraliżował, a ona musi mieć jasny umysł i sprawne ruchy. Nie popełni żadnego błędu. Nie może. Długo i mozolnie wspinała się coraz wyżej w organizacji, cały czas polegając na własnych umiejętnościach. Dzięki cichemu wsparciu międzynarodowej organizacji bezpieczeństwa pomogła ubić kilka świetnych interesów związanych z handlem bronią, diamentami i narkotykami. Cel uświęca środki.
Myślał o tym, idąc do apartamentów Alice. O tym, co przeczytał i usłyszał, nie mógł powiedzieć nawet bratu, podobnie jak nie wolno mu było uspokoić siostry, wyznając jej, że Blaque został namierzony. Zaczynał rozumieć, jak to jest, kiedy człowiek nie ma wyboru. Teraz on, tak jak Bella, musi grać swoją rolę do końca. Alice i Rosalie omawiały przygotowania do balu. - Edward, z nieba nam spadłeś - powitała go siostra. - Przyda nam się męski punkt widzenia. - Po pierwsze, nie może zbraknąć alkoholu - odparł bez namysłu. Kiedy się pochylił, by ją pocałować, dostrzegł zmęczenie na jej twarzy. - Nie ma z wami Isabelli? - Nie. - Alice pokręciła głową. - Chciałam, żeby odpoczęła. Wczorajszy wieczór musiał być dla niej koszmarem. Dla ciebie pewnie też. Mimo woli przypomniał sobie, jak ją zostawił - bezradnie skuloną na środku łóżka. - To był faktycznie niezapomniany wieczór - mruknął. Sprawdź zainteresowania. Tyle że teraz rozumiała, dlaczego. Już miała wyjaśnić mu, że się mylił, ale nagle zmieniła zamiar. Jeśli się przyzna, że jest uczciwą dziewczyną, znów będzie samotna, głodna i zagubiona. Perspektywa pozostania samej na ulicy, w środku nocy, była o wiele gorsza niż szokujące zapędy lorda Aleca. Zrobiła więc to, co na jej miejscu uczyniłby każdy sprytny wieśniak z Yorkshire. Nie powiedziała ani słowa. Niech sobie o niej myśli, co chce! Musiała przeżyć, nie troszczyła się o reputację. W jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób olśniewająca prezencja Aleca sprawiła, że noc wydała się jej mniej mroczna. - Chodźmy, Becky - namawiał ją. - Jeszcze się śmiertelnie zaziębisz na tym deszczu. Przecież widzę, że dygoczesz z zimna. - Spojrzał z ukosa na gasidło. - Dlaczego tego nie odłożysz? - Nie zbliżaj się! - ostrzegła go jeszcze raz, choć jej opór wyraźnie topniał. - Coś mi mówi, że niedługo zarabiasz w ten sposób.