Straszna sylwetka okręciła się wokół własnej osi, a potem rozległ się świst przecinanego

uparty podbródek i gorzki, ledwie widoczny cień pod kośćmi policzkowymi... Warto by jednak coś powiedzieć. Nie można tak po prostu się gapić. – Batystowa chusteczka... Szkoda by było zgubić – wymamrotał pan podprokurator, czując, że rumieni się jak mały chłopiec. – Pan ma rozumne oczy. Nerwowe usta. Dotąd nigdy pana tutaj nie widziałam. – Amazonka pogładziła wronego po atłasowej szyi. – Kim pan jest? – Berdyczowski – przedstawił się prawnik i ledwie się powstrzymał, żeby nie podać swego stanowiska. Może to przynajmniej skłoniłoby piękną damę, by nie patrzyła na niego kpiąco? Zamiast stanowiska wymienił rangę: – Radca kolegialny. Jej się to czemuś wydało śmieszne. – Radca? – Nieznajoma roześmiała się, pokazując białe, równe zęby. – A może doradca? Ach, wszystko jedno. Proszę mi poradzić, szanowny doradco kolegialny, co zrobić ze straconym życiem? – Czyim? – spytał ochryple pan Matwiej. – Moim. A może i pańskim. No, niech mi pan powie, doradco, czy mógłby pan nagle całe swoje życie przekreślić, stracić dla jednego tylko mgnienia? Nawet nie dla mgnienia, zaledwie dla nadziei na mgnienie, która w dodatku być może się nie ziści? Berdyczowski wybełkotał: http://www.przedszkole17gda.com.pl własnych czynów, popełniamy błąd. Poczucie winy rodzi nienawiść do świata, do samego siebie, żądzę niszczenia. To ciemny punkt, o którym nie potrafisz zapomnieć, a on rośnie i rośnie... Przerwała. Oddychała ciężko ze wzrokiem wbitym w niebieską kwiecistą narzutę na łóżku i dłońmi zaciśniętymi w pięści. – Coraz gorsze koszmary, co? – zapytał cicho Quincy. – Tak. – Nie jesz. – Nie jestem w stanie. – Nie możesz sobie tego robić. Jesteś na to zbyt mądra. – Nic na to nie poradzę. – Po co tu dzisiaj przyszłaś, Rainie? Rzuciła mu zmęczone spojrzenie.

przekonania, że Dave Duncan nadal przebywa w okolicy. – Tak jest szansa, że nadal przebywa w okolicy – powtórzyła głuchym głosem Rainie. – Ale nie lekceważ go – dodał pośpiesznie Quincy. – Zabije bez wahania, jeśli uzna, że został przyparty do muru. Dotyczy to zwłaszcza osób o ustalonym autorytecie, na przykład policjantów. Usłyszał w słuchawce jakiś hałas, jakby Rainie przeciągała przez łóżko coś ciężkiego. Sprawdź skończyło się dwa dni temu. Punktualnie o siódmej zadzwoniła do zakładu poprawczego. Minęło czterdzieści osiem godzin od ostatniej rozmowy z Dannym. Sandy rozpaczliwie pragnęła zobaczyć syna. Czy on się boi? Czy rozumie, co się z nim dzieje? Tęskni za nią, woła ją przez sen? A jeśli ma koszmary? Jeśli nie odżywiają go tam dobrze? A może nie dostał porządnej pościeli? Na litość boską, przecież ona jest jego matką i musi z nim być! Dyrektor zakładu poprawczego, pan Gregory, uprzejmie, lecz stanowczo poinformował ją, że Danny nie godzi się na spotkanie z matką. Wcześnie rano dyrektor znalazł chłopca w stołówce i wspomniał mu o wizycie rodziców. Danny tak się zdenerwował, że ktoś z personelu musiał odprowadzić go do jego pokoju. Najwidoczniej chłopak jest w zbyt dużym szoku, żeby stanąć twarzą w twarz ze swoimi najbliższymi. Może za tydzień lub dwa. Sandy w życiu nie słyszała czegoś równie absurdalnego. Jeśli jej syn jest w szoku, tym