- W hotelu Selsdon park w Surrey.

Lorenzo wściekle nacisnął pedał gazu czarnego ferrari, pozwalając, by wóz przełożył jego złość na pęd. Caterina wykazała się niemałym sprytem, omotując jego babkę. Gdyby tylko był wtedy w domu... Przebywał za granicą, na terenach ogarniętych wojną, koordynując działania organizacji udzielających pomocy jako nieoficjalny współpracownik włoskiego rządu. Waga tej pracy nie pozwoliła mu wrócić do Włoch nawet na pogrzeb babki, chociaż zdołał znaleźć czas w wypełnionym spotkaniami dniu, by pomodlić się za nią w miejscowym ośrodku kultu. Babka była prostą kobietą o wielkim sercu. Powiedziała mu kiedyś, że jako młoda dziewczyna chciała zostać mniszką. Zmarła spokojnie, we śnie. Castillo stało się jej własnością za sprawą pierwszego męża, który, jak to bywa w kręgach arystokracji, był także kuzynem jej drugiego męża, ojca Lorenza. Dlatego właśnie mogła dysponować Castillo według własnego uznania. Lorenzo zawsze był jej ulubieńcem. Po rozwodzie rodziców spędzał z nią wakacje i to właśnie babka dała mu oparcie, kiedy matka postanowiła wyjść za mąż za swojego kochanka, mężczyznę, którego nie znosił. Nigdy tego matce nie wybaczył. Nawet po śmierci. Zachowała się w sposób wyrachowany i egoistyczny. Twierdziła, że rozwiodła się z jego ojcem, bo nie chciała, żeby on dorastał w skłóconej rodzinie. Kłamała oczywiście. Jego uczucia liczyły się tu najmniej, po prostu wolała kochanka od męża i syna. Silnik ferrari wył na wysokich obrotach, a wóz szarpał na wybojach. Lorenzo zredukował bieg i zaklął, kiedy za zakrętem zobaczył przed sobą blokujący drogę samochód i stojącą obok niego młodą kobietę. Jodie zakrztusiła się kurzem spod kół ferrari, które zatrzymało się w poślizgu zaledwie o centymetry od boku jej wozu. Co za szaleniec jechał w ten sposób tak fatalną drogą i w dodatku po ciemku? Schowała się za otwartymi drzwiami wynajętego wozu i patrzyła, jak obcy wysiada i zbliża się do niej. Zalał ją potokiem włoskich słów, ale Jodie nie zamierzała dać się zastraszyć ani temu, ani żadnemu innemu mężczyźnie. - Skoro już skończyłeś... - przerwała mu tonem podobnie nieprzyjaznym jak jego własny - nie jestem Włoszką, tylko Angielką i... - Angielką? - pytanie zabrzmiało, jak gdyby nigdy wcześniej nie słyszał tego słowa. - Skąd się tu wzięłaś? To prywatna droga, prowadzi do Castillo. - Pytania rzucono ostrym jak żyletka tonem. - Zabłądziłam. Próbowałam zawrócić, ale złapałam gumę... Była blada, chuda, wielkie oczy błyszczały gorączkowo w trójkątnej twarzy, splątane jasne włosy spadały na plecy. Wygląda na szesnastolatkę, w dodatku niedożywioną, pomyślał Lorenzo, omiatając ją doświadczonym okiem. Natychmiast zauważył pochylenie ramion, ledwo dostrzegalny kształt piersi, wąskie biodra i nadspodziewanie długie nogi. - Ile masz lat? - zapytał. Ile ma lat? Dlaczego, u diabła, zadał jej to pytanie? - Dwadzieścia sześć - odpowiedziała sztywno, unosząc podbródek i spoglądając na niego, zdecydowana nie dać się zawstydzić, pomimo że już zauważyła, jaki jest przystojny, i zdawała sobie sprawę, jak mizernie pod każdym względem w zestawieniu z nim wygląda ona sama. Odruchowo dotknęła dłonią bolącej nogi. Ból był coraz silniejszy. http://www.prooptyk.pl/media/ Zawahał się, mruknął coś na temat zdjęcia butów ze względu na dywan, ale Kat złapała go za rękę i wciągnęła do środka. „Do diabła z dywanem", powiedziała, a on uświadomił sobie, że cały czas się trzęsie. Kat przyłożyła mu rękę do czoła i stwierdziła, że jest rozpalone, więc teraz Matthew ma robić, co ona każe: zdjąć mokre ciuchy, wszystkie mokre ciuchy, bez żadnych dyskusji. Zaraz przyniesie płaszcz kąpielowy (będzie na niego o wiele za mały, ale lepsze to niż nic), potem zaś zapakuje Matthew do łóżka i da gorącej zupy oraz dwa paracetamole. - Bez gadania, jasne? Tak jest: ani słowa. 328 Leżał teraz w jej łóżku sam, opatulony jak przerośnięty chłopiec.

poszkodowanych, to Chloe zatrzymano na noc w szpitalu, a Zuzannie nałożono opatrunki, podano im też leki na szok i zatrucie dymem. Flic wymagała dłuższej kuracji - miała mocno poparzone ręce i pokaleczoną odłamkami szkła twarz. - Miał pan niewiarygodnie dużo szczęścia - powiedziała pielęgniarka do Matthew, kiedy znów znalazł się na oddziale Sprawdź rękawiczce odsunął kępę chwastów. Zobaczył tylko kamień. Wilgotny z wierzchu kamień, który połyskiwał w szarawym świetle. - Od razu myślałem, że to za łatwe - mruknął. - Niedobrze - westchnęła Flic niedługo potem. - Nie poddawaj się jeszcze. - Matthew też zaczynał tracić nadzieję, 46 ale nie chciał przyznawać się do porażki, póki mieli jakiś wybór. Niestety, na wrzosowisku zapadał już zmierzch, co jeszcze bardziej utrudniało poszukiwania. - Niech to szlag! - Podniosła patyk. - Cholera, cholera, choleraaa! - Po ostatnim przekleństwie cisnęła patyk w powietrze, a Kahli, ujadając wściekle, pogonił jego śladem. - Boże,