Ani śladu Jennifer.

adrenalinę i wiedział, że nie zaśnie. Będzie dalej prowadził własne śledztwo, dyskretnie, nie wchodząc w drogę LAPD, ale patrząc im na ręce. Czeka go niełatwe zadanie. Dobrze, że ma Montoyę i innych przyjaciół w Nowym Orleanie, którzy zrobią dla niego różne rzeczy, na przykład sprawdzą, co się tu dzieje. Ba, Montoya żyje takimi sprawami. Proszę bardzo, mech Hayes mu radzi, żeby się wycofał, ale teraz nic go nie powstrzyma. Nie teraz, gdy rośnie stawka i giną ludzie, wszystko z jego powodu. Nie żyją dwie kobiety, jego żonie ktoś nie daje spokoju. Grozi jej. Zacisnął dłonie na kierownicy. Prawda jest taka, że jest śmiertelnie przerażony, a jedyny sposób, jaki zna, by się z tym uporać, to odciąć źródło strachu. Znaleźć mordercę. Teraz jednak, przynajmniej pozornie, miał przestrzegać zasad. Skręcił w uliczkę prowadzącą do SoCal Inn. Neon rozjaśniał noc, spowijał blaskiem wozy na parkingu. Bentz spojrzał na nie pobieżnie – te same, co zwykle. – Wygląda na to, że masz nową sprawę – stwierdził, szukając klucza. – Od czego zaczniesz? – Od przeprosin. – Hayes łypnął na niego spod oka. – Niechętnie to mówię, ale wygląda na to, że miałeś rację. Pierwsze, co zrobimy, to ekshumacja Jennifer. Przekonajmy się, kto leży w tej trumnie. Fortuna Esperanzo cierpiała na bezsenność. Zawsze miała trudności z zasypianiem. Nigdy nie potrafiła się wyciszyć, zwolnić. Nawet robiony na zamówienie luksusowy materac, kojący http://www.prawidlowabudowa.com.pl/media/ Poprzez oszalałe bicie swego serca usłyszał odgłos kroków, stóp uderzających o betonowe stopnie. Zobaczył klatkę schodową i ruszył w tamtą stronę. Kolano eksplodowało bólem, gdy ruszył w górę. Zobaczył ciemną czuprynę. Jakby poczuła jego wzrok, odwróciła się, uśmiechnęła złośliwie i pobiegła dalej. Cholera! Na trzecim piętrze? Czy na czwartym? Trzymając się poręczy, parł coraz wyżej. Serce mu waliło, nie mógł złapać tchu, był zlany potem. Nie poddawaj się. Nie daj jej uciec. To twoja szansa! Na trzecim piętrze wszedł na parking, ale zobaczył tylko kilka samochodów mieniących się mdło w słabym świetle. Wrócił na klatkę schodową, wszedł wyżej. Wytężał słuch, chcąc usłyszeć coś jeszcze poza swoim tętnem. Na czwartym wydawało mu się, że mu mignęła po drugiej stronie

wydarzyło na molo. Zgodnie z moimi przypuszczeniami Bentz połknął przynętę. Cudownie było patrzeć, jak stara się dogonić Jennifer. – Dureń – szepczę. Myję włosy, nakładam szampon, spłukuję. I jeszcze raz. Uśmiecham się na wspomnienie wyrazu udręki na jego twarzy. Idealnie! Sprawdź – Chwileczkę. – Coś ci się nie podoba, Jennifer? – Ja... – Odwróciła wzrok, wpatrywała się w dal, w przednie szyby samochodów lśniące w ostrym słońcu. Czy może jej zaufać? Nigdy! Ale ma tyle pytań... – Dobrze. Musimy porozmawiać. – Coś takiego. – Podniósł dłoń z kluczykami. Serce waliło mu jak młot, w głowie kłębiły się setki myśli, nerwy dygotały. Jezus, ależ podobna do Jennifer. Nawet pachnie jak ona, chodzi jak ona, kpi sobie z niego, jak ona. – Więc gadaj. Nad ich głowami zahuczał samolot, hałas silnika przecinał błękit nieba. – Nie tutaj. – Mnie tam tutaj odpowiada. A jeszcze lepiej będzie na posterunku. – Myślałam o czymś bardziej... intymnym.