nigdy nie było stać na nowe buty. Boję się, że to tylko sen, który nagle zamieni się w koszmar. – Nigdy do tego nie dopuszczę, kochanie. Obiecuję. Nagłym gestem podniosła do ust jego dłonie. – Ludzie popełniali najgorsze oszustwa i zbrodnie tylko po to, żeby zdobyć to, na co my nawet nie zwracamy uwagi. Powinniśmy bardziej doceniać to, co mamy. Cieszyć się, że dopisało nam szczęście. Jeśli o tym zapomnimy, staniemy się pyszni i chciwi, i wtedy możemy wszystko stracić. Richardzie, nie zapominajmy o tym. Proszę. Zaśmiał się. – Wciąż wierzysz w krasnale, elfy i czterolistną koniczynkę, co? – Wiem, że łatwo stracić to, czego się nie ceni. – Zbladła. – Mówię poważnie. – Ja też. I chcę cię zapewnić, że możemy mieć wszystko, czego zapragniemy. Ż e będziesz miała... – Położył palec na jej ustach, widząc, że chce zaprotestować. – Przygotowałem coś dla ciebie. Spóźniony prezent gwiazdkowy. – Sięgnął pod jedną z poduszek i wyjął dużą, kremową kopertę. – Szczęśliwego Nowego Roku, Kate. – Co to? – Sama zobacz. http://www.poznan-psychiatra.com.pl nakreśloną na piasku. Po jednej stronie była samotność, otaczająca go jak duszące opary, a po drugiej Laura, nadzieja, wolność i szansa na coś więcej. Laura opadła na łóżko i po raz pierwszy od lat nie znalazła ukojenia dzięki deszczowi i grzmotom. Musi się trochę przespać, bo inaczej jutro będzie nieprzytomna. Wszystko przez Richarda! Wykąpała Kelly, dała jej kolację, przeczytała kilka rozdziałów książki, porysowała, wypiła herbatę rumiankową, ale nawet ulga wynikająca z tego, że znalazła Kelly i dowiedziała się, że Richard co wieczór spotykał się z córką, nie zmniejszyła napięcia. Palił ją ogień. Była jak w gorączce, pobudzona i... wściekła. Na niego.
– Clark pokazał wam poufne dokumenty. Lepsza z ciebie sztuka, niż myślałem. – Zmrużył oczy, zdegustowany tym, że serce zaczęło mu bić mocniej, a dłonie zwilgotniały. – Nie powinnaś była tego robić, Sylwio. Popełniłaś błąd. – Do diabła z tobą! – wrzasnęła. – Powiedziałam Juliannie, żeby uciekała tak daleko, jak tylko może, jeśli chce ocalić siebie i... dziecko. Sprawdź – Dzień dobry – bąknęła, czując, jak policzki nabiegają jej czerwienią. – Bardzo mi miło. Chciała na niego spojrzeć, ale nie odważyła się unieść głowy. – Witaj, Julianno – powiedział. – Cieszę się, że mogłem cię poznać. Dopiero wtedy odważyła się na niego zerknąć. A potem jeszcze raz i jeszcze. Aż otworzyła buzię ze zdziwienia. – Jakie ma pan białe włosy! – westchnęła – Zupełnie jak śnieg. John przejechał ręką po głowie. – Prawda? – Ale jak to możliwe? – Zmarszczyła brwi. – Przecież nie jest pan stary i pomarszczony jak doktor Walters. A właśnie on ma białe włosy. – Odsunęła się, żeby mu się lepiej przyjrzeć. – Ale dużo mniej.