rodziny.

na sciaganiu. - Dzwoniłam wielokrotnie, ale za ka¿dym razem słyszałam, ¿e to niemo¿liwe. Nick poradził mi jednak, ¿ebym próbowała dalej i... Pan Bóg musiał wysłuchac moich modłów. Jak sie czujesz? - spytała Cherise głosem pełnym troski. - Lepiej. - Marla znów napotkała pełen dezaprobaty wzrok tesciowej, ale postanowiła nie zwracac na Eugenie uwagi. Na górze zaczał płakac James. - Wiem, ¿e jest ci cie¿ko - mówiła Cherise. - Te wszystkie obra¿enia i utrata przyjaciółki. Straszne, straszne. Trudno czasem zrozumiec wyzwania, które rzuca nam Bóg. Zgadza sie, pomyslała Marla. - Wielebny i ja chcielibysmy cie odwiedzic. - Wielebny, to znaczy twój ma¿? - spytała Marla. - Tak. Och, oczywiscie... wybacz, zapomniałam o twojej amnezji -¿achneła sie Cherise. - Mówia o nim „wielebny Donald”. Marli stanał nagle przed oczami wizerunek Kaczora Donalda z wielka aureola i anielskimi skrzydłami, który - była tego pewna - widziała dawno temu. Wielebny Donald zapewne http://www.powiekszaniebiustu.biz.pl/media/ się krzyczeć wniebogłosy. Pokonał ogrodzenie na tyłach domu, ignorując krzyki powstrzymujących go ludzi. Zobaczył, że coś porusza się przed nim w cieniu. Pognał tam szybko, strach dodawał mu sił. W zagajniku żywodębów wypatrzył sylwetkę Rossa McCalluma. Ross miotał się z jakąś kobietą, którą niósł na plecach. Shelby. Och, kochanie, obyś żyła. Nie możesz umrzeć, myślał zdesperowany. Kocham cię, Shelby, i nie mogę, nie chcę cię stracić. Shelby otworzyła oczy i natychmiast zrobiło jej się niedobrze. Jakiś mężczyzna niósł ją i próbował sforsować ogrodzenie, a z ciemnego nocnego nieba padał drobny deszcz. Kaszląc, wyczuła dym, zakręciło jej się w głowie i zaczęła krzyczeć, bo gdy płomienie rozświetliły noc, uświadomiła sobie, że jest z Rossem McCallumem. - Zamknij się! - Ciężko dyszał, a ona kopała go, gdy wspinał się na ogrodzenie, przytrzymując jej nadgarstki jedną ręką. Przerzucił ją sobie przez ramię; wiła się zapamiętale, czując, jak adrenalina dodaje jej energii. - Zabiję cię! - krzyknęła, kiedy zaczął pokonywać ogrodzenie. Wyrżnęła głową w konar drzewa i świat znowu

kwestie z ¿ona. - Znacznie bardziej szczegółowo - powiedziała Marla. W tej samej chwili w holu rozległy sie drobne kroczki Eugenii i stukot pazurków Coco. Swietnie, tego tylko jeszcze brakowało! 174 Sprawdź 190 skonczyc rozmowe, by zajac sie dzieckiem. - Rano maja mi usunac te druty, wiec bede ju¿ mówiła wyrazniej. - Swietnie. Sprawdze tylko, czy wielebny ma jutro czas miedzy trzecia a czwarta. Mo¿e uda mi sie te¿ przyciagnac Montgomery'ego. - Dobry pomysł. Im wiecej, tym weselej - powiedziała Marla. Odło¿ywszy słuchawke, zobaczyła Eugenie spogladajaca na nia ze zmarszczonymi brwiami. - Zaprosiłas kogos na jutro? - Tylko rodzine - odparła Marla, ura¿ona wyrazem niezadowolenia na twarzy tesciowej i tonem wy¿szosci w jej