whisky smakowałaby o wiele lepiej.

– Shep nieraz opowiadał o polowaniach – odezwała się po chwili. – Wiem, że Danny zdobył parę nagród, ale chyba zawsze używał strzelby kaliber dwadzieścia dwa, a nie pistoletu. – Pierwsze miejsce w kategorii juniorów – potwierdził Sanders. – Zabraliśmy trofea z jego sypialni. Rainie skrzywiła się. Wolała nie myśleć o tym, co czuli Sandy i Shep, kiedy technicy policyjni pakowali do pudełek rzeczy Danny’ego. I jakie to musiało zrobić wrażenie na Becky. Quincy najwyraźniej nie był przekonany o winie chłopca. – Więc Danny najpewniej czuje się ze strzelbą, ale sięga po pistolety, a na cel bierze nauczycielkę, którą podobno uwielbia. Chowa się w sali, żeby nikt go nie zobaczył, ale po strzelaninie nie ucieka z budynku. Ciekawe. – Znowu odwrócił się do Sandersa. – A co do szkolnych komputerów... – Badają je teraz specjaliści – powiedział detektyw stanowy. – Główny komputer i trzy stacje robocze. Szkoła miała serwer Firewall, więc prawdopodobnie da się ustalić, które strony internetowe odwiedzano i kiedy. Do końca tygodnia mam otrzymać ich pełną listę. Dziś po południu dostałem wiadomość, że ktoś szperał w komputerach. Usunięto pamięć podręczną, skasowano plik historii i tak dalej. Wszystko wskazuje na próbę zatarcia śladów. Ale nasi spece nie zmartwili się tym zbytnio. Z większymi problemami potrafili się uporać. Obiecywali wziąć się do roboty dziś rano. http://www.pol-rusztowania.com.pl nigdy nie mijał. Jak na zawołanie zadzwonił telefon bezprzewodowy, który leżał na kuchennym blacie. - Nareszcie - mruknął Quincy i podniósł słuchawkę. - Halo. Cisza. Dziwne odgłosy w tle, jakby metal uderzał o metal. - Proszę, proszę! - odezwał się głos. - On sam, we własnej osobie, Quincy zmarszczył brwi. Ten głos kojarzył się z czymś z przeszłości. - Kto mówi? - Nie pamiętasz mnie? Już myślałem, że jestem waszym loco simpati¬ co. No, rozczarowujecie mnie, chłopcy federalni. Nagle głos skojarzył mu się z nazwiskiem. - Skąd masz ten numer? - spytał ostro Quincy, ale w tym samym mo¬ mencie dłonie zaczęły mu się pocić. Zerknął w stronę panelu systemu alar¬ mowego, żeby się upewnić, czy jest włączony.

miejsca, na które z trudem mogę patrzeć. Quincy z notesem w dłoni ruszył za swoją przewodniczką. Jego umysł pracował już pełną parą. Lorraine Conner zgodziła się oprowadzić go po miejscu przestępstwa, żeby mógł sporządzić notatki. Sama też chciała jeszcze raz rzucić na to wszystko okiem. Quincy nie wspominał o współpracy, ale podobnie jak Rainie żywił pewne wątpliwości co do winy Sprawdź tragedii, które mogły je spotkać. Bezrobotni, włóczędzy, przystojni studenci prawa. Nie mógł patrzeć na rodzinę, żeby nie widzieć bólu, cierpienia i śmierci. Dosyć tego. Wstał z łóżka i zadzwonił do szpitala. Stan Amandy nie uległ zmianie. Pani Quincy zasnęła, ale jeśli chciałby z nią porozmawiać, pielęgniarka zaraz ją obudzi. Powiedział, że nie trzeba. Drugiej córki, Kimberly, nie było w szpitalu. Prawdopodobnie wróciła do szkoły. Tak jak on pogodziła się już z tym, co nieuniknione. Matka uznała to za dezercję do obozu Quincy’ego. Stosunki między Berthie a ich młodszą córką były napięte od zeszłego roku, kiedy to Kimberly oświadczyła, że zamierza studiować socjologię na Uniwersytecie Nowojorskim. W przyszłości chciała zostać agentem FBI. Jak ojciec. Wciągnął na siebie stare sportowe szorty i szarą koszulkę. Na ulicy przeniknął go ostry chłód poranka. Biegnąc, Quincy wciąż rozmyślał o krzyku umierającej dziewczynki i o jej niezłomnej wierze. I o swojej córce, i o tragedii, przed którą nie zdołał jej uchronić, mimo tylu lat starań, by świat był bezpiecznym miejscem. A potem zaczął myśleć o Rainie, jej podkrążonych szarych oczach i silnie zarysowanym,