- Albo wygodą?

Przekręcił klucz w zamku, oparł ją o drzwi i zamknął jej usta pocałunkiem, który nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do jego zamiarów. Ostatniej nocy był delikatny i ostrożny, tego ranka nie musiał zważać na jej strach czy wstyd. Gwałtownie zaczerpnęła oddechu, gdy wziął ją na ręce, zaniósł do stołu i posadził na jego brzegu. - Lucienie, ktoś może się domyślić, co robimy - zaprotestowała drżącym głosem. Uśmiechnął się szeroko. W jego oczach płonął żar. - Więc musimy zrobić to szybko - powiedział cicho. - Och - westchnęła, gdy podciągając jej spódnicę, jednocześnie przesuwał dłońmi po kostkach, kolanach i udach. - Dobrze, ale się pospiesz. Zaśmiał się krótko. - Jak sobie życzysz. Wszedł w nią od razu. Zarzuciła mu ramiona na szyję dla utrzymania równowagi i poddała się rozkosznym doznaniom. - Lubisz to, prawda? - zapytał ochryple, dostrzegłszy wyraz ekstazy na jej twarzy. - Tak. Nie wiedziałam... że można... w ten sposób. Na stojąco. - To twoja druga lekcja. Będą jeszcze następne. - Następne? - wyszeptała prawie bez tchu. - Odrzuciła głowę do tyłu i napięła wszystkie mięśnie, łapiąc powietrze ustami. Nagle Lucien przytulił ją mocniej i jęknął głucho. http://www.pokrycia-dachowe.info.pl/media/ - Mieszkanie Caldwellów - usłyszała męski głos. - Cześć... - zaczęła i musiała przełknąć ślinę, bo głos odmówił jej posłuszeństwa. - Kto mówi? - Richard? - Tak. - To ja, Klara. - Boże, Klara? - odezwał się brat po chwili ciszy. - Wiem, że minęło trochę czasu... - Czuła, jak łzy napływają jej do oczu, bowiem w głosie Ricka wyczuła gorycz. - Klara? Dziewczyno, jesteś w pobliżu? - spytał ktoś inny, a ona rozpoznała Michaela. - Nie... po prostu musiałam... Stęskniłam się za wami. - Tak bardzo, że nie dzwoniłaś od pięciu lat? - Daj spokój, Richard - usłyszała Mike'a. - Misiaczku, przyjedziesz do domu? Klara przymknęła oczy, uświadamiając sobie, ile bólu sprawiła rodzinie.

Zwolniła i skręciła w Lakeshore Drive. - Dlaczego? O czym myślałeś? - Zastanawiałem się, czy twoi rodzice są w stanie spać spokojnie. Przez chwilę milczała, jakby pytanie Santosa ją dotknęło. - O ile wiem, nie narzekają. - Zjechała na parking, zgasiła silnik. - Dlaczego mieliby nie spać? - Gdybyś była moim dzieckiem, nie zmrużyłbym oka. Sprawdź - Może spójrzmy jeszcze raz na te krzyżyki? Santos obszedł biurko, wyjął z szuflady sześć pudełek na biżuterię. W każdym znajdował się tandetny krzyżyk, z gatunku tych, jakie można było kupić w Dzielnicy. Santos wyjął jeden z nich. - Ten kupiłem od sprzedawcy Biblii na rogu Royal i St. Peter. - Pokazał następny. - A ten w sklepiku z pamiątkami, ten znowu na Bourbon... - Przesunął ostatni między palcami i włożył z powrotem do pudełka. - Żadnych świadków, żadnych śladów. Nic. - A co z tym dzieciakiem z St. Charles? - zapytał Jackson, raz jeszcze sięgając po zdjęcia. - Jakoś nie wierzę w jego alibi. Coś mi tu śmierdzi. Chłopak miał okazję. Chodzi do dziewczyn, często kręci się po Dzielnicy. - Nie - skrzywił się Santos. - Pamiętasz, jak wymiękł w czasie przesłuchania? To nie on. Był tak przerażony, że przyznałby się natychmiast, gdyby tylko miał coś na sumieniu. - Nie wiem. Ciągle uważam, że powi... - urwał w pół słowa. - Oho, nie oglądaj się, partnerze. Nadciągają kłopoty. Twoje kłopoty. Wbrew ostrzeżeniu Santos odwrócił się gwałtownie i ujrzał zbliżającą się ku nim Glorię. Na jej twarzy malowała się taka zaciętość, jakby przyszła żądać głowy - nie miał najmniejszych wątpliwości czyjej. Uśmiechnął się rozbawiony, ona zaś zatrzymała się przy jego biurku z wściekłym błyskiem w oku. - Jak śmiałeś? - zaczęła bez wstępów. - Jak śmiałeś przesłuchiwać moich pracowników w ten sposób? - Dzień dobry, pani St. Germaine. - Santos nie przestawał się uśmiechać. - Czemu zawdzięczamy przyjemność goszczenia pani? - Przestań się wygłupiać. - Oparła dłonie na biurku i nachyliła się ku niemu. - Zabroniłam ci rozmawiać z ludźmi z hotelu bez mojego pozwolenia. Dlaczego nie zastosowałeś się do moich instrukcji? - Pani mi zabroniła? Ja miałem się stosować do pani instrukcji? - Odsunę się trochę - mruknął Jackson. - Nie chciałbym oberwać.