na razie tylko tego, że Justin został adoptowany dzięki lewemu aktowi

- Nie mogę! Zaczepiłem! Dwa domy dalej zaparkowano półciężarówkę; Diaz już zaglądał pod spód. - Tutaj jest - oznajmił. - Zahaczył o coś spodenkami. Milla złapała za radio, aby przekazać dobre wiadomości. Diaz w tym czasie, leżąc na plecach, wsunął się pod samochód. Milla podbiegła i przyklękła obok, patrząc, jak mężczyzna nożem odcina szlufkę małych dziecięcych dżinsów zaczepioną o jakiś element podwozia. Strach pomyśleć, co stałoby się, gdyby nadszedł niczego nieświadomy kierowca. Max mógłby zginąć; a jeśli prowadzący półciężarówkę włączyłby sobie jeszcze radio, to nawet nie usłyszałby krzyków dziecka. - Mam cię - powiedział Diaz, chwytając pewnie chłopca jedną ręką, a drugą chowając nóż do buta. Potem wyszedł spod auta wraz z dzieckiem. - Nie będę rozmawiał - powiedział poważnie Max, spocony, blady, z podkrążonymi oczami. - Jesteście nieznajomi. - Właśnie tak jest - powiedziała Milla, kucając obok niego i wyjmując butelkę z wodą. - Chce ci się pić? Nie musisz rozmawiać, wystarczy, że kiwniesz głową. http://www.patomorfologia.com.pl rzeczy robiła. Może był to tylko łut szczęścia, że nigdy jej nie postrzelono, nie pobito, nie zgwałcono, ale dla Milli osobiste an43 250 bezpieczeństwo zawsze grało trzeciorzędną rolę. Jej anioł stróż musiał chyba pracować za dwóch - to było jedyne sensowne wytłumaczenie faktu, że Milla wciąż żyła i miała się nieźle. Ale jeżeli wtedy, w Juarez, Diaza nie byłoby na miejscu, Lola nie zawahałaby się rozpłatać gardła Milli od ucha do ucha, ot, tak sobie. Diaz był chyba najniezwyklejszym aniołem stróżem, jakiego można sobie wyobrazić - ale w swojej roli spisał się znakomicie. Znowu. Przyjechała do Indiany, żeby nie myśleć o tym facecie,

centymetrów grubości i około trzydziestu szerokości. Musiała być bardzo ciężka, ale Norman poderwał ją jak piórko. Umieścił końcówkę deski w sprytnie wykutym na ich brzegu rzeki wyżłobieniu, potem przyklęknął i uczynił to samo z drugim końcem kładki, po swojej stronie. - No i już - powiedział. - Śmiało przechodźcie. Sprawdź - Nie - wyszeptała. - Facet... Zaskoczył mnie. - Co? Cholera! - Brian rozejrzał się nerwowo dookoła. - To musiała być ich czujka, której nie zauważyliśmy! - Nie. On nie był z nimi. - Skąd wiesz? an43 49 - Powiedział, że skręci mi kark, jeśli pisnę - westchnęła. W zasadzie prawie to zrobił, sądząc po stanie jej gardła. - Ale po co... - zadumał się Brian. - No, chyba że on też... - Ich obserwował - dokończyła, gdy jej towarzysz zawiesił głos. - Ale po co cię atakował? Przecież tylko patrzyliśmy. Mógł sobie