zaciśniętej martwej dłoni.

ce'a Quincy'ego - spróbowała. Próba ta nie zrobiła wrażenia na srogim strażniku. - Nie chcę mieć stałego wstępu - spróbowała jeszcze raz. - Czy tu nie wydaje się jednorazowych przepustek? Dowiedziała się, że dostałaby przepustkę gościa, gdyby wcześniej podano mu jej nazwisko. Oczywiście, wraz ze stosownym zezwoleniem. 94 - Więc co, do cholery, mam teraz zrobić? Zaraz, zaraz...! - uniosła ręką widząc stanowczy wyraz twarzy wartownika. - Wiem, nie mogę wjechać na teren. Po paru kolejnych minutach słownych przepychanek ona zgodziła się, że zaczeka w samochodzie pod jego nadzorem. On zaś zgodził się, że zadzwoni do Sekcji Badań Behawioralnych i spyta agenta specjalnego Pier¬ ce'a Quincy'ego, czy zechce wyjść i spotkać się z gościem. Kwadrans później nadjechał samochód Quincy'ego. Pierce wyglądał na zmęczonego, zestresowanego i w ogóle niezadowolonego z jej wizyty. Koniec marzeń o spotkaniu, na którym biegliby do siebie z otwartymi ramionami. Rainie potulnie wyjechała za jego samochodem z bazy piechoty morskiej. Wkrótce dotarli do małego miasteczka i zatrzymali się na parkingu pewnej restauracji. http://www.onkolog-szczecin.pl/media/ 50 Miesiąc temu stała na tym wzgórzu, wpatrując się w świeżo wykopany grób. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Miała czterdzieści siedem lat i już nie wiedziała, kim jest. Miała czterdzieści siedem lat, ale nie była już żoną, nie była już matką Mandy i nie wiedziała, gdzie jest jej miejsce. Tristan wyciągnął rękę. Po chwili ich dłonie się spotkały. Kiedy spojrzała na niego, stwierdziła, że uśmiech zniknął z jego twarzy. Teraz wyglądał niemal ponuro. Wyobraziła sobie, jak zbudził się po transplantacji, ale przy jego łóżku nie było nikogo. Ani żony, ani dzieci, nikogo kto mógłby potrzymać go za rękę. On wiedział, że o tym myślała. Wiedział. Splotła swoje palce z jego palcami. Starsza kobieta dalej śpiewała Nareszcie znalazłam swoją miłość. Chwila ta trwała i trwała.

Skręciła w ślepą uliczkę i oczy omal nie wyszły jej z orbit. Wielkie ceglane budowle kolonialne i wielkie powierzchnie zielonych trawników. Duże domy. Duże place. Ogrodzone posiadłości i bramy przy wjazdach. Wiedziała, że Quincy, człowiek dbający o zachowanie maksymalnego bezpieczeństwa, będzie miał dom w tego rodzaju okolicy, ale o czymś takim nie pomyślała. Dojechała do końca ulicy, gdzie z dala od jezdni stał mniej Sprawdź – No dobrze, dobrze, tylko się nie posiusiaj z radości. – Ręce do góry. Odwróć się. Połóż ręce na masce. Nogi szeroko. – Chcesz mnie zrewidować? Bo jechałem za szybko? – Kto powiedział, że to ma coś wspólnego z motorem? – Co do... Spóźnił się. Rainie pchnęła go na maskę, podniosła mu ręce i sprawnie przeszukała. Minutę później Kenyon został pozbawiony korkociągu, scyzoryka, dwustu dolarów w gotówce i rulonu dwudziestopięciocentówek. Quincy zważył rulon w ręku i zacisnął na nim palce. Drań wie, jak wzmocnić cios, pomyślał. Nudzi nam się, panie Kenyon? – zagadnął Charliego. Rainie zluzowała chwyt. Młody człowiek odwrócił się powoli, ostentacyjnie potrząsnął rękami i poprawił kołnierz skórzanej kurtki. Odgarnąwszy do tyłu brązowe, faliste włosy,