nawyrabiam, a jeszcze ot co napaskudzę. Auu! Gdzieś Ty? Obudź się! Bo jak nie,

rewolweru w pierś. Nie mogło, niestety, być żadnych wątpliwości co do tego, że popełnił samobójstwo: zmarły ściskał w ręku rewolwer, w którego bębenku brakowało jednej kuli. Śmiercionośny ołów trafił prosto w serce, rozrywając je na kawałki, wszystko więc wskazywało, że śmierć nastąpiła natychmiast. Na tym list do gubernatora von Hagenau się kończył, natomiast epistoła wystosowana do archijereja miała jeszcze dość obszerny dalszy ciąg. Archimandryta zwracał w niej uwagę władyki na możliwe następstwa haniebnego czynu z punktu widzenia ładu, spokoju i reputacji świętego przybytku, i tak już zakłóconych rozmaitymi niejasnymi pogłoskami (ten powściągliwy zwrot odnosił się niewątpliwie do sławetnych ukazań się Czarnego Mnicha). Z mocy miłosiernego Bożego zamiaru o nieszczęściu wie tylko kilka osób: zakrystian, który znalazł ciało, trzech braci strażników pokoju (tak nazywano w Araracie policję klasztorną) i służący w hoteliku, gdzie zatrzymał się samobójca. Od wszystkich odebrano przysięgę, że będą milczeć, można jednak wątpić, by udało się zachować gorszącą wiadomość w zupełnej tajemnicy przed pątnikami i miejscowymi. List ojca Witalisa kończył się słowami: „...i nawet żywię obawę, czy nie przylgnie do tej tak niegdyś spokojnej wyspy, jak ongi do Albionu, wstrętne Panu Bogu przezwisko «Wyspy Samobójców», jako że w krótkim czasie najgorszego z grzechów śmiertelnych dopuściło się tu już dwóch”. * * * Władyka winił za tragedię tylko siebie. Przygarbiony, z nagła postarzały, powiedział swym zaufanym doradcom: http://www.ogrzewaniepodlogowe.biz.pl/media/ jakimś szczególnym wyspiarskim „mikroklimacie”, spowodowanym kaprysami ciepłych prądów i – rozumie się – szczególną łaskawością Pana dla tych stron, pozostających pod Jego opieką. Podróżniczka jeszcze nie zdążyła dotrzeć do hotelu, a już wypatrzyła wszystkie nowoararackie niezwykłości i wyrobiła sobie wstępne pojęcie o dziwacznym mieście. Nowy Ararat wydał się pani Polinie miastem miłym, roztropnie urządzonym, ale jednocześnie jakby nieszczęśliwym albo – jak je w myśli określiła – „biedniutkim”. Nie w sensie wyglądu ulic czy ubóstwa zabudowy – tu akurat wszystko było w idealnym porządku: 9 Niemodny (fr.). domy solidne, w większości murowane, świątynie liczne i wspaniałe, może tylko zanadto przysadziste, pozbawione uwznioślającego duszę pędu ku niebu, no a na ulice to wręcz można się było zapatrzeć: ani paprocha, ani najmniejszej kałuży. „Biedniutkim” nazwała Polina Andriejewna miasto dlatego, że wydało jej się zupełnie pozbawione radości; nie tego

Najczęściej są zbyt zdeformowane od uderzenia w kość, żeby nadawały się do badań porównawczych. Zresztą zobaczymy. A swoją drogą, usłyszałem dzisiaj u fryzjera interesującą plotkę. Podobno ta Avalon i dyrektor szkoły byli bardzo zaprzyjaźnieni... Wiecie, o czym mówię. – Wielkie rzeczy – powiedziała Rainie. – Quincy domyślił się tego po dziesięciu minutach rozmowy z Vander Zandenem. No pochwal się, agencie. Sprawdź Sandersa i Quincy’ego. Natomiast Luke ledwo zauważał ten bałagan. Już ładnych parą lat pracował z policjantką Conner. Rainie zajęła miejsce za prowizorycznym biurkiem i energicznie rozłożyła przed sobą notatki. – Gotowi? Trzej mężczyźni zasiedli na metalowych krzesełkach i kiwnęli głowami. – Zacznijmy od nowych informacji o podejrzanych, bo wiem, że zebrało się tego trochę. Potem zajmiemy się dowodami i na koniec omówimy nasze teorie. Jasne? Wszyscy przytaknęli. Rainie przeszła do rzeczy: – Podczas ostatniej narady przydzielono mi Charliego Kenyona i Richarda Manna. Jako ewentualny podejrzany Charlie odpada. We wtorek nie było go w mieście. Odwiedzał w Portland swoją dziewczynę, co potwierdzili jej rodzice. Jak przeczytacie w moich notatkach – rozdała kopie spisanego odręcznie przesłuchania – czasami zadawał się z Dannym, ale jestem