- Może potem. Teraz musimy wyjść na dwór.

- Już prawie skończyłam - skłamała z uśmiechem, który, miała nadzieję, wyglądał przekonująco. - Może coś pomóc? Jack zastawił sobą drzwi. - Nie ma mowy. Kolacja jest nasza, pamiętasz? - Z uśmiechem zamknął jej drzwi przed nosem. Malinda wściekła wróciła za biurko. Stopą wybijała rytm, który tancerkę flamenco przyprawiłby o atak serca. Tupała tak przez pięć minut, w każdym razie do chwili, kiedy Darren zajrzał do gabinetu i oznajmił, że kolacja gotowa. 116 JEDNA DLA PIĘCIU Spodziewając się najgorszego Malinda ruszyła za nim. W kuchni stwierdziła, że spełniły się jej najczarniejsze sny. Zobaczyła istne pobojowisko. Wszystkie drzwiczki pootwierane, szuflady powysuwane. Blaty zarzucone garnkami, patelniami i mokrymi naczyniami. W powietrzu czuć było spaleniznę. Na nakrytym biało-czerwonym obrusem stole byle jak rozstawione papierowe talerze. Pośrodku http://www.ogrodymody.com.pl/media/ – Wstyd się przyznać, ale za dużo. – Usiadł na wygodnym, skórzanym krześle. – Był pan podczas podpisywania książek? Nigdy bym się nie domyślił. Kondor przywołał gestem kelnerkę. – Trzeba patrzeć w oczy. Te nigdy nie kłamią. Dziewczyna podeszła, żeby przyjąć zamówienie. Luke spojrzał na szklankę Kondora, żeby sprawdzić, co pije. – Nie, nie piję alkoholu. – Mężczyzna odgadł jego myśli. – Przytępia zmysły i wydłuża czas reakcji. – I właśnie dlatego pije go tylu ludzi. A ja po prostu lubię jego smak. – Luke uśmiechnął się do kelnerki i zamówił piwo, a potem rozejrzał się dookoła. – Ładne miejsce. – Lepsze niż poprzednie, co? – Kondor podniósł szklankę z sokiem

drzwi, by przytłumić hałasy noworocznego przyjęcia. Styczniowy wiatr, chłodny i gwałtowny jak na południową Luizjanę, uderzył ją prosto w twarz. Podeszła do balustrady i spojrzała na niespokojne, ciemne fale. Za jeziorem Pontchartrain leżał Nowy Orlean, do którego prowadziła prawie pięćdziesięciokilometrowa grobla. Miasto, słynne z festiwalu Sprawdź żonę. – Czy jeszcze kiedyś będzie tu chłodno? – dodała po chwili. – Tak, ale nie wcześniej niż w październiku. Pod sam koniec. – Żartujesz! – Sam tego żałuję, ale to prawda. – Posłał jej kolejny uśmiech. – Wyobraź sobie, jak to było, kiedy nie mieliśmy klimatyzacji. Julianna wstrząsnęła się zabawnie na tę myśl. Po chwili sięgnęli po menu. Kiedy je odłożyli, natychmiast pojawiła się uśmiechnięta kelnerka, żeby przyjąć zamówienie. Richard obserwował Juliannę, gdy rozmawiała z kelnerką, i myślał, że jest naprawdę podobna do jego żony. Im dłużej patrzył, tym bardziej wydawało mu się to uderzające. Zauważyła jego wzrok i zaczerwieniła się jak mała dziewczynka.