i krzyczałas i... och, mamo. - Głos nagle jej sie załamał.

naszymi zasadami. Rozmowa prowadziła donikad, w koncu Marla po¿egnała sie i odło¿yła słuchawke. Znowu pudło. Rzuciła okiem na swój nadgarstek, chcac sprawdzic, która godzina, ale nie miała na rece zegarka. Wydało jej sie to dziwne. Była pewna, ¿e zawsze nosiła zegarek... och, na litosc boska, w tej kasetce z bi¿uteria 288 na górze na pewno znajdzie jakis zegarek. Na sciennym zegarze była ju¿ prawie dwunasta. Z dzieckiem na rekach wróciła do swojego pokoju. Przeszukała kasetke, pełna kolczyków, klipsów i łancuszków, i tak, jak sie spodziewała, znalazła w koncu zegarek na bransoletce. Ju¿ wyciagała po niego reke, kiedy nagle cos innego zwróciło jej uwage. Ukryty pod para kolczyków ze sztucznych pereł i srebrna bransoletka le¿ał pierscionek, wspaniały pierscionek, połyskujacy pieknie oszlifowanym czerwonym kamieniem. - Niemo¿liwe - szepneła, kładac go na dłoni. Nie mogła go przeoczyc, kiedy ostatnio grzebała w kasetce. Przeszukiwała ja kilka razy, bardzo dokładnie, a ten pierscien był zbyt du¿y, by http://www.oczyszczalnie-sciekow.edu.pl/media/ szare oczy pociemniały z wsciekłosci. „Nie! O Bo¿e, nie!” Marla, zlana zimnym potem, otworzyła oczy. Serce tłukło jej sie w piersi jak oszalałe. Była sama. W swoim łó¿ku. W ciemnosci. Gdzies za oknem gałaz uderzała w okiennice. Zegar w holu tykał głosno, odmierzajac kolejne minuty. Poza Marla w pokoju nie było nikogo. Po chwili, kiedy zdołała sie opanowac, usiadła na łó¿ku, przyciskajac kołdre do piersi. - To był tylko sen - powiedziała sobie. - Tylko zły sen. Spojrzała na zegar. Wpół do piatej. Jeszcze nie zaczeło switac. Potarła dłonmi ramiona, szeroko otwierajac oczy, ale koszmar nie znikał. Wizja ze snu była zbyt wyrazna, zbyt

- Po prostu zostaw mnie w spokoju, dobrze? - wyszeptała gniewnie. - Kochanie, prosze... - Nie, mamo. Po prostu... - Otarła łzy wierzchem dłoni, rozmazujac tusz do rzes po policzku. - Po prostu idz ju¿ sobie. Marla nie ruszyła sie z miejsca. Nie mogła. Jeszcze nie. Sprawdź że nie zdążę na kolację. Nie wiem, o której zjawię się w domu, ale pewnie dość późno. - Wyszedł i wtedy Shelby zrozumiała, że ojciec nigdy jej nie pomoże. Jeśli chciała ustalić miejsce pobytu swojej córki, mogła liczyć tylko na siebie. Nie jesteś całkiem sama. Masz przecież Nevadę. On jest po twojej stronie. Czy aby na pewno? Czy naprawdę może mu ufać? Gdzieś w tylnej części jej głowy powoli narastał ból. Zmęczenie wywołane niewyspaniem i nadmiar trosk sprawiały, że przez większość nocy nie mogła zmrużyć oka. Dlaczego flirtowała z Nevadą? Co ją napadło, żeby go całować? I Boże drogi, dlaczego się z nim kochała? To, co ich kiedyś łączyło, już nie istniało. Oboje byli tego świadomi, a mimo to nie umiała się powstrzymać. Weszła do kuchni i nalała sobie szklankę soku pomarańczowego. Tak, wydawało się, że on próbuje jej pomóc odszukać ich córkę, ale co potem? Co będzie, jeśli ją odnajdą? Czy on sam nie sugerował, że byłoby lepiej zostawić ją z jej przybranymi rodzicami? Nagle sok wydał jej się kwaśny. W gruncie rzeczy nie wybiegała myślami aż tak daleko w przyszłość. Najpierw