płaskim, lesistym wzgórzu, wznoszącym się na północ od miasteczka. Lagrange’a już na

karalnych. – Mogę? – wtrącił się Quincy. – Ależ proszę bardzo – powiedziała Rainie. Siedziała na tyle daleko od niego, na ile pozwalały warunki w samochodzie. Oboje udawali, że tego nie zauważają. – Pan Avalon długo czekał z powtórnym ożenkiem? Powiedzmy od dwunastu do piętnastu lat? – Trzynaście – odpowiedział Luke. Spojrzał na Quincy’ego z ciekawością. – O córce mówił z dumą, ale zawsze powracał do jej dzieciństwa? „W ósmym roku życia Melissa była najlepszą tancerką... Och, mała Melissa zawsze miała najsłodszy uśmiech. W szkole podstawowej wszyscy ją uwielbiali”. Niewiele wzmianek o dorosłej córce. – Rzeczywiście, wszędzie stały jej zdjęcia, ale większość z czasów, kiedy była małą dziewczynką. Pierwsze lekcje baletu, dziesięcioletnia Melissa przy fortepianie. W tym stylu. – Żadnych fotografii matki? – Nie widziałem. – Jej sypialnia nadal wygląda jak pokój dziecka? Mnóstwo różowych falbanek i pluszowych misiów? – I klaunów. – Luke wzdrygnął się. Quincy pokiwał głową. – Podejrzewam, że związek pana Avalona z córką nie był zdrowy. – Kazirodztwo? – Rainie spojrzała na Quincy’ego z niedowierzaniem. – Jezu, agespie, jak http://www.oczyszczalnie-sciekow.biz.pl/media/ i ten szalik leżał sobie nieopodal, na stole, równiuteńko złożony. Co za cuda, myślę sobie. Rozwinąłem, patrzę – w jednym miejscu wełna rozerwana, nitki sterczą... – Ktoś wszedł w nocy – szybko przerwała pani Lisicyna – nakrył Teognostowi twarz jego własnym szalem i udusił? Inaczej się tego nie wytłumaczy. Starzec, dusząc się, gryzł wełnę, stąd nitki między zębami. A potem morderca szal złożył i zostawił na stole. Igumen potakująco kiwnął głową. – Nie pomyliłem się co do ciebie, mądra jesteś. Zaraz wszystko przeniknęłaś. Ja o wiele dłużej od ciebie rozmyślałem. Wreszcie zrozumiałem i w duszy mi zadrżało. Kto mógł tak straszną rzecz uczynić? Nie ja. A zatem kto? Czy nie starzec Dawid? Może w niego bies wstąpił, do złego czynu pobudził? Ale Dawid jeszcze słabszy był od Teognosta, przez chorobę serca z łoża prawie nie wstawał. Gdzie mu tam! Znaczy się, ktoś obcy. Ktoś czwarty. Tak wychodzi? – Tak. – Pani Polina skinęła głową. Niespieszne jej było podzielić się ze starcem swoimi

zaczęła szukać oparcia w Quincym, jakby jakimś cudem potrafił jej pomóc. Wielki błąd. Ale co się stało, to się stało. Dzisiaj sięgnęła dna. Jutro znowu stanie na nogi. Już to przeżyła i wiedziała, jak taki cykl wygląda. Przez chwilę po omacku szukała kluczem zamka. Wreszcie otworzyła drzwi. Od razu poczuła na twarzy powiew wiatru. Co, u licha? Sprawdź Jako młode małżeństwo często o świcie wyprawiali się z Shepemna spacery. Zakładali kurtki i czarne kalosze, a potem brodzili po zroszonych polach, czując na policzkach jedwabisty dotyk mgły. Pewnego razu, kiedy Sandy była w czwartym miesiącu ciąży i szalały w niej hormony, kochali się pod starym dębem i przemokli do suchej nitki. Z jakim szacunkiem i podziwem patrzył na nią Shep. A ona zaciskała mocno ręce wokół jego szczupłych bioder, słuchała, jak szybko bije mu serce i wyobrażała sobie rosnące w niej dziecko. Czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka? Czy będzie miało po niej kręcone jasne włosy, czy gęste brązowe loki Shepa? Jak będzie się czuła, karmiąc piersią tę maleńką istotkę? To była magiczna chwila. Niestety, później rzadko zaznawali podobnych uniesień. Pukanie. Ogarnięta nagłym poczuciem winy, Sandy oderwała wzrok od okna i ujrzała swego szefa, Mitchella Adamsa, opartego o ozdobne odrzwia. Stał ze skrzyżowanymi nogami, wciskając ręce głęboko w kieszenie czarnego garnituru za trzy tysiące dolarów.