– Właściwie to tak, chciałabym. I jeszcze jedno. Ten sacharynowy uśmieszek? Nie działa. Usta psychopatki wykrzywiły się gniewnie. – Ależ owszem, działa. To ja jestem na zewnątrz. – Kim jesteś? – Przyjaciółką... Powiedzmy: bliską przyjaciółka twojego męża – odparła z goryczą. – Ale znałaś Jennifer. Oczy porywaczki pociemniały. O1ivia trafiła w czuły punkt. Dlaczego? Co dla niej znaczyła Jennifer? – Nie przepadałam za tą suką. – Porywaczka nagle uśmiechnęła się do własnych myśl. – Ale w ciągu minionych lat bardzo się zaprzyjaźniłam z jej przyjaciółkami. Wiesz, do tego stopnia, że się sobie zwierzałyśmy. Żołądek O1ivii podskoczył do gardła. – Wyciągałaś z nich informacje, a potem je zabiłaś? – Oczywiście domyślała się, że to właśnie ta kobieta ma na sumieniu śmierć Shany i Lorraine, ale słyszeć to na własne uszy pod pokładem lekko rozkołysanej łodzi i widzieć przy tym uśmiech satysfakcji na twarzy kobiety, to co innego. O wiele straszniejszego. – Niczego się nie spodziewały. O1ivii zrobiło się niedobrze. Uspokój się. Myśl. – A potem tylko mi zawadzały. – Porywaczka składała statyw do kamery, regulowała długość nóżek, mocowała je do podłogi za pomocą śrub. Zmarszczyła nos, rozejrzała się. – Jezu, ale tu cuchnie. Mój ojciec woził psy od portu do portu. Owczarki. http://www.nerlit.pl A teraz się rozwiedli. Cholera. Przegrał po raz drugi. Już wcześniej był żonaty. Ożenił się z Alondą, która była jego studencką miłością. Związek skończył się, gdy przyłapał ją w łóżku z najlepszą przyjaciółką i wyznała mu, że jest lesbijką. Zawsze była. To nie tak, że go nie kochała, ale... Bosko. Wybiegł z mieszkania i następnego dnia wniósł pozew o rozwód. Dobrze przynajmniej, że nie mieli dzieci. Dwa lata później poznał Delilah i wpadł po uszy, ale zachował ostrożność. Nie chciał ponownie popełnić tego samego błędu. Jeszcze raz rzucił okiem na budynek – czteropiętrowy apartamentowiec obłożony różowym tynkiem. Łuki w oknach i klasyczna dachówka przywodziły na myśl starą Kalifornię. Mieszkała na najwyższym piętrze – dwie sypialnie i sto metrów drogich wykładzin. Tam, jak twierdziła, może zacząć od nowa i przekonać się, czego naprawdę chce od życia, cokolwiek to miało znaczyć.
się, żeby odebrać inny telefon. Załatwił się, wziął prysznic, włożył ubranie. Postanowił, że śniadanie zje na mieście. Kafejki na Colorado Avenue to dobry punkt startowy. Potem zajmie się szukaniem kobiet z listy. Najpierw – Shany McIntyre. Wczorajsze surfowanie po sieci zdradziło, że zmieniała nazwisko kilkakrotnie. Z domu Wynn, po raz pierwszy wyszła za mąż za George’a Philpota. Po rozwodzie był kolejny ślub i nowy maż – Hamilton Flavel, a teraz była panią Lelandową McIntyre. Bentz znał ten typ seryjnej żony. Sprawdź Melinda Jaskiel była nieugięta. Zdecydowana. Rick Bentz stał na werandzie i czuł, jak telefon komórkowy przykleja mu się do ucha w dusznym upale bagien Luizjany. Zrozumiał, że szefowa się nie ugnie. Pot spływał mu z nosa. Spojrzał na czubek kuli tkwiący między kamiennymi płytami na patio. Bolały go plecy, każdy krok przynosił ból, ale nikomu się do tego nie przyzna, a już zwłaszcza nie Jaskiel. Jako szefowa nowoorleańskiego wydziału zabójstw mogła go przywrócić od czynnej służby. Albo nie. Wszystko od niej zależało. Po raz kolejny Melinda Jaskiel trzymała jego los w swoich rękach. Po raz kolejny ją błagał. – Posłuchaj, muszę pracować. – Irytował go żałosny ton własnego głosu. – Żeby wrócić, musisz być w świetnej formie, na sto procent, może na sto dziesięć. Zacisnął zęby. W upalnym słońcu Luizjany z bagien otaczających domek ukryty wśród drzew unosiła się lekka mgła. Jaskiel zatrudniła go, gdy nikt inny nie chciał zaryzykować po bałaganie, jaki zostawił za sobą w Los Angeles. A teraz go odpycha.