zabawić, a teraz musisz płacić za igraszki?

- Wierzę. - Zdaje się, że moja dobra opinia sięga daleko poza granice Cordiny. - Zmarszczył brwi, zaraz jednak uśmiechnął się niedbale i zapytał: - Nie obawia się pani przebywać sam na sam w księżycową noc z... - „Arystokratycznym hulaką”? - dokończyła za niego. - A więc pani czyta... - Pasjami. A jeśli chodzi o pańskie pytanie, to nie obawiam się ani trochę. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale tylko się roześmiał. - Muszę pani wyznać, lady Isabell, że nieczęsto bywam tak zgrabnie przywołany do porządku. Był bystry. O tym też powinna pamiętać. - Pan wybaczy, ale nie miałam takiego zamiaru. - Właśnie, że pani miała i zrobiła to pani po mistrzowsku. Wziął ją za rękę. Nie cofnęła dłoni. Pozostawiła ją, chłodną i pewną, w jego uścisku. Pomyślał, że chyba nazbyt się pospieszył, uznając ją za nudziarę. - Przepraszam, że próbowałem panią sprowokować. Obiecuję więcej tego nie robić. Zaczynam rozumieć, dlaczego Alice chciała mieć panią przy sobie. Bella dawno temu nauczyła się blokować poczucie winy. Ta umiejętność przyszła jej teraz z pomocą. - Bardzo polubiłam pańską bratową, więc jej zaproszenie przyjęłam z wielką radością. Przyznam się panu, że od pierwszego wejrzenia zakochałam się w malutkiej księżniczce Marissie. - O, tak. Nie ma jeszcze roku, a już rządzi całym pałacem. - Na wspomnienie bratanicy złagodniały mu oczy. - Może jej urok bierze się stąd, że jest bardzo podobna do matki. Bella delikatnie wysunęła rękę z jego dłoni. Jakiś czas temu słyszała plotki, że Edward był zakochany w swej bratowej. Nie trzeba było aż tak dobrego obserwatora jak ona, by dostrzec uczucie, z jakim o niej mówił. Musi to koniecznie odnotować. Być może ta informacja kiedyś się przyda. - Pozwoli pan, że się pożegnam. Pora, żebym wróciła do pokoju. - Dlaczego? Jest jeszcze wcześnie. Sam nie rozumiał, czemu próbował ją zatrzymać. Nawet nie przypuszczał, że będzie mu się z nią tak dobrze rozmawiało. W ogóle nie sądził, że kiedykolwiek będzie miał ochotę z nią rozmawiać. - Zwykle kładę się wcześnie. http://www.nabudowie.net.pl/media/ żadnego wyczerpania. Czuła pulsowanie całego jego ciała, każdy ruch. - Pocałuj mnie - szepnęła. Pochylił się nad nią i zrobił to, czego pragnęła. Uśmiechnęła się, czując smak cukru i cynamonu na jego języku. Alec ujął ją za ręce i przycisnął mocno do stołu, splatając jej palce ze swoimi. Potem jego ruchy przybrały na sile. Becky zacisnęła zęby, chcąc stłumić krzyk, bo jej kręgosłup przywarł boleśnie do twardego bukowego drewna, które zaczęło się trząść tak mocno, że drewniana miseczka zsunęła się i upadła z trzaskiem na podłogę, tocząc się po płytach posadzki. - Kochany, poczekaj - szepnęła z trudem. Zrobił tak, choć w jego oczach dojrzała niecierpliwy błysk. Usiadła, oplatając go nogami. - Jak dobrze - mruknął, obejmując ją mocniej. Poruszała się razem z nim, podpierając się jedną ręką za sobą, a drugą obejmując go za ramiona. Pocałował ją ponownie, przytrzymując mocno w pasie, a potem zażądał: - Spójrz mi w oczy. Zrobiła to, czując, że lada moment przestanie się kontrolować.

zdobył się na jeszcze jeden wysiłek. - Już... już... za chwilę będzie po wszystkim... Centymetr po centymetrze, dzięki Becky, walczącej o jego życie, zdołał wreszcie dosięgnąć kolanem skraju skały. Przywarł do niej kurczowo. Wspiął się wyżej i wreszcie padł prosto na Becky. Obydwoje legli na ziemi, dysząc z wyczerpania. Żywi i cali. - Nic ci się nie stało? - spytał. Sprawdź - Na Boga, Bello! - szepnął, biorąc ją za ręce. - Wyglądasz olśniewająco - wykrztusił w końcu. – To zasługa Alice. - Jak zwykle, jesteś skromna. - Objął ją wpół i wskazał wirujące pary. - Czy można prosić cię do walca? Stanowili zachwycającą parę. Ona w mieniącej się zieleni, a on w galowym mundurze oficera marynarki. Kiedy po kilku tańcach wyprowadził ją na taras, długo nie mogła złapać tchu. To chyba czary, myślała, odruchowo zerkając na wieżę zegarową. Do północy zostało zaledwie parę minut. Pod nimi rozciągały się bajkowe ogrody, z których unosił się ku górze wspaniały zapach. - I pomyśleć - wyszeptała - że w Anglii pada teraz deszcz ze śniegiem. Rano będzie zupełnie biało albo szaro i mokro. Ludzie siedzą przy kominku i popijają rum. W powietrzu czuć cudowny zapach świąt. - Na brak śniegu nic nie poradzę. - Uśmiechnął się, całując ją w rękę. - Ale służę rumem przy kominku. - Ach, mniejsza o śnieg. - Popatrzyła mu w oczy. - Od tej chwili Boże Narodzenie będzie mi się kojarzyło z zapachem róż i jaśminu. - Zaczekasz chwilę? - Oczywiście. - Tylko się stąd nie ruszaj. - Szybko pochylił się i jeszcze raz pocałował ją w rękę. - Zaraz wracam. Kiedy odszedł, spojrzała na ciemne morze. Na jego tle migotały światełka jachtów cumujących w zatoce. Widziane z góry, wyglądały jak rój świetlików. Patrząc na nie, myślała o tym, że za kilka dni będzie w domu. Cordina stanie się dla niej pięknym wspomnieniem, które z biegiem czasu zblednie. Zapomni o Cordinie, ale nigdy o Edwardzie. Kątem oka dostrzegła spadającą gwiazdę, jednak nie odważyła się wypowiedzieć życzenia. - Mam coś dla ciebie! - oznajmił zdyszany. - Nie?! - zawołała z niedowierzaniem, czując znajomy zapach. - Gorące kasztany?