gorącym uczynku.

opadały mu niedbale na jedno oko, a pognieciona koszulka wychodziła miejscami ze spodni. Tańczył wokół niej, rozsiewając dookoła zapach chloru. W jego szarozielonych oczach błyszczały iskierki podniecenia. - Mamo, czy możemy pójść na hamburgera do Morgan-- tiego? Umieram z głodu! Willow zawahała się przez chwilę. Nienawidziła jedzenia w barach szybkiej obsługi, ale nie chciała rozczarować syna. Jamie tak rzadko o cokolwiek prosił. - Dobrze, ale to wyjątkowa sytuacja. Bar Morgantiego znajdował się zaraz za rogiem, przy skrzyżowaniu Piątej Alei i ulicy Fir. Jamie nie był w stanie dłużej kryć podniecenia. -.. Ty też zjesz hamburgera, mamo? - Nie, ale mam ochotę na lody z polewą karmelową. - Ja zamówię! R S Willow uśmiechnęła się, widząc, jak syn przyjmuje na siebie rolę głowy rodziny. Wyciągnął rękę po pieniądze. - Lody mają być z posypką orzechową? http://www.my-medyczni.net.pl/media/ z synem. - Poczekaj, Willow! Willow zsiadła z roweru na dźwięk głosu Daniela. Był wtorkowy wieczór i dzieci leżały już w łóżkach. Właśnie wyprowadziła rower z garażu, gdy usłyszała znajomy głos. - Cześć. Gdzieś się wybierasz? - Na przejażdżkę. Potrzebuję trochę ruchu. Przez ten deszcz cały dzień siedzieliśmy w domu. A ty? - spytała niby od niechcenia. - Wracasz jutro do Toronto? - Tak. - W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci szczęśliwej podróży. To naprawdę wspaniałe, że przyjechałeś odwiedzić panią Caird.

Zdał sobie sprawę, Ŝe oczy ma utkwione w drzwiach sypialni. Spojrzał na zegarek. Minęło dwadzieścia minut. Czuł się zawiedziony, ale zaakceptował jej decyzję. W końcu poza przyjemnością nie miał jej nic do zaoferowania, a to mogło jej nie wystarczać. To było jednak wszystko, co mógł jej dać. Powiedział to jasno, Ŝeby nie było Ŝadnych nieporozumień, z których wynikłyby kłopoty dla nich obojga. Sprawdź - A co z Amy? - Też nic. Zmarszczył brwi. - Naprawdę przykro mi, że... - zaczął, ałe Willow nie pozwoliła mu dokończyć. - Nie, to mnie jest przykro, że wtedy u Morgantiego zachowałam się tak niegrzecznie - wyrzuciła z siebie jednym tchem. - Już dawno powinnam była za to przeprosić. Nie znałam wówczas wszystkich okoliczności i chociaż wiem, że to nie jest żadna wymówka, doktorze Galbraith... - Miałaś mówić mi po imieniu - przerwał jej w pół zdania. - Doktorze Galbraith, ciężko mi jest zrozumieć... - Proszę, mów do mnie po imieniu. - Uniósł pytająco brew.