swoim najstraszniejszym spojrzeniem. Ale to nie zrobiło na niej wrażenia.

Nie wolno im traktować jej w ten sposób. Zostawiać z tym poczuciem bezsilności. Pan Gregory nie dał się przekonać. Ich syn przebywa pod intensywnym nadzorem, personel nie dopuści do próby samobójczej. Podczas śniadania trzeba było Danny’ego wyprowadzić, bo na myśl o spotkaniu z rodzicami wyrwał sąsiadowi widelec i próbował przebić sobie nadgarstek. Nie, nie mogli chłopca odwiedzić. Ani mąż, ani ona. Koniec i kropka. Warkot za oknem umilkł. Zaszeleścił worek od kosiarki. Pan McCabe wysypywał pewnie jego zawartość na klomby. Sandy widziała ze sto razy, jak to robił. Rozrzucał ściętą trawę, żeby dostarczyć glebie trochę azotu. Stwardniałymi od ciężkiej pracy dłońmi pielęgnował ogród jak ukochaną istotę. Odłożyła talerz na suszarkę. Skończyła zmywanie. Podłoga i blaty lśniły. Wyczyściła nawet piecyk i wytarła mikrofalówkę. Była dopiero ósma, początek długiego dnia, z którym nie wiadomo co zrobić. Becky poważnie przyglądała się matce zza kuchennego stołu. – Chcesz jeszcze trochę płatków, kochanie? Mała pokręciła głową. Miska z płatkami od piętnastu minut stała przed nią nietknięta. – A może jakiś owoc? kusiła Sandy. – A co powiesz na naleśniki? Mogę ci zrobić naleśniki z czekoladą! Pożałowała swoich słów w chwili, gdy je wypowiedziała. Naleśniki z czekoladą były przysmakiem Danny’ego. http://www.mojabudowa.edu.pl/media/ – Hej – powiedziała. – Shep mówił, że tu będziesz. – Nie wiedziałam, że rozmawia z agentami federalnymi. – On też tego nie wiedział. Quincy zapraszająco wyciągnął rękę. Podeszła do niego, uważając, żeby, nie poruszać się zbyt szybko. Ładnie pachniał. Kiedyś będzie musiała go zapytać, jakiej wody używa, bo ten zapach cholernie jej się podobał. – Jak leci? – zapytała. – To miało być moje pytanie. – Sytuacja Danny’ego poprawia się – odparła. – Mnóstwo ludzi zaproponowało pomoc. Nie żeby pochwalali jego czyn, ale Henry Hawkins alias Richard Mann alias Dave Duncan przechytrzył całe miasto, łącznie z władzami szkolnymi. Po tym wszystkim łatwiej jest zrozumieć, jaki mógł mieć wpływ na jedno zagubione dziecko.

Dom Quincy 'ego, Wirginia Glenda Rodman stała zaspana w korytarzu domu Quincy'ego. Był niedzielny poranek, trochę po wpół do siódmej. Agent specjalny Albert Montgomery wreszcie się zjawił. Nie widziała go od ponad czterdziestu ośmiu godzin. Jej szary garnitur był niemiłosiernie pognieciony po nocach przespanych na fotelu w gabinecie Quincy'ego. Glenda wyglądała jak śmierć. Sprawdź go dotykać. Więcej i więcej, gdyby tylko dalej stał bez ruchu, bez jednego oddechu. Rozpięła mu koszulę. Zsunęła mu ją z ramion. Miał potężną klatkę piersiową, ciepłą, wyrzeźbioną latami biegania. Zmierzwione włosy na piersi wydawały się takie sprężyste. Położyła mu dłoń na sercu i poczuła, jak mocno wali. Na obojczyku i przedramieniu miał trzy nieduże blizny. Pamiątki po salwie ze strzelby, kiedy kamizelka kuloodporna nie przyjęła całego uderzenia. Przesuwała palcami po bliznach. Quincy, superagent. Quincy, superbohater. Zachwycający... Nagle chwycił ją za nadgarstek. Gwałtownie podniosła wzrok. Pierwszy raz widziała to spojrzenie - mroczne i skrzące się pożądaniem. Znieruchomiała, umysł wrócił do normalnego stanu. Myślała o polach żółtych kwiatów i spokojnych strumieniach. Przypomniała sobie, że dotykała