skoncentrowana na sobie. A jej ma¿... mo¿e sie modlic tak

A więc o to jej chodziło. Nie był zaskoczony. - Proszę posłuchać. Sporządziłem raport. Zeznawałem pod przysięgą. Wszystko można znaleźć w oficjalnych dokumentach. - Wiem, wiem, ale gdybym mogła wejść i trochę z panem porozmawiać?... Naprawdę chciałabym usłyszeć pańską wersję tego zdarzenia. - Moją wersję? - No, pana pogląd na sprawę. Przecież pan tam był. Nigdy nie przepadał za reporterami, uważał, że wszyscy gonią za sławą i wścibiają nos w nie swoje sprawy. Stojąca przed nim osóbka również wydawała się pozbawiona skrupułów. Było też w jej intensywnym spojrzeniu coś, co go intrygowało. Czy przypadkiem już gdzieś jej nie spotkał? Chyba nie. Miał dobrą pamięć do twarzy, ale tej jakoś nie potrafił skojarzyć. Wskazał plastikowe krzesełka na frontowym ganku. Kiedy usiadła, Crockett cicho zaszczekał i powlókł się do swojego ulubionego miejsca pod gankiem. Na pobliskich polach hasało i wierzgało kilka źrebaków o pałąkowatych nogach. Ich włosie lśniło w promieniach zachodzącego słońca. Nevada odchylił się do tyłu, skrzyżował nogi i czekał. Reporterka przysiadła na krawędzi krzesła, jakby w obawie, że kurz na siedzeniu zabrudzi jej czarną spódnicę. - Mam dyktafon. - Otworzyła neseser. - Żadnego dyktafonu. - Ale... - Proszę posłuchać. Nie sądzę, żebym miał pani cokolwiek do powiedzenia. Słyszałem, że przeprowadziła pani http://www.mmacore.pl/media/ ogrywałam. - A to nieprawda? - Kompletna bujda. Przy twoim serwie zupełnie wysiadam. - Joanna popijała wino, przygladajac sie Marli znad kieliszka. Jej ciemne oczy błyszczały. - To wróci, zobaczysz. Wszystko bedzie takie jak dawniej - Moja twarz te¿? - Có¿, przynajmniej włosy. Marla wreszcie sie zasmiała. - A jesli chodzi o twoja twarz... -Uniosła dłon, rozstawiajac palce, i zmru¿yła oczy, jakby była artysta mierzacym proporcje. - Hmm. To mo¿e troche potrwac - za¿artowała. - Wiesz przecie¿, ¿e mój ma¿ jest chirurgiem

miał dosc przytomnosci umysłu, by go poinformowac, ¿e zabieram jego ¿one do szpitala. - To... to smieszne. Potrafie chodzic - upierała sie Marla, choc nie była pewna, czy utrzyma sie na nogach ani czy jej umysł zdoła pokonac sennosc. - Watpie. Sprawdź wiatr. Marla podeszła do frontowych drzwi z wyrzezbiona na nich czapla, trzymajaca w dziobie tabliczke z powitalnym napisem. Nick zapukał głosno. Czekali chwile, ale nikt nie podchodził do drzwi. ¯aluzje pozostały nieruchome. Przesłaniajac dłonia oczy, Nick próbował zajrzec do wnetrza. - Nie spodziewałes sie chyba, ¿e kogos tu zastaniemy, prawda? -spytała Marla, wpychajac głeboko do kieszeni zziebniete dłonie. - Nie, ale pomyslałem sobie, ¿e jesli tu przyjedziemy, mo¿e cos ci sie przypomni. - ¯ałuje, ale nic z tego. - Marla patrzyła na drewniany dom, na stare okiennice i doniczki z terakoty stojace przy drzwiach. Teraz nie kwitły w nich ju¿ kwiaty, sterczały tylko