– Więc co mam zrobić?

– Naprawdę? No tak, wyjechał mniej więcej w tym samym czasie, kiedy zginęły siostry Caldwell... To tylko zbieg okoliczności. – Skrzywiła się. – Musi być. – Spojrzał na nią i niemal widział, jak obracają się trybiki jej umysłu. – Prawda? – Tak. – Ale przyznaję, że jego powrót wywołał niemałe poruszenie. Ty oglądałeś miejsce zbrodni, a po wydziale plotki rozprzestrzeniały się z zawrotną szybkością. Dziwne, co? – A kogo to obchodzi? – zdziwił się. – Po pierwsze, Bledsoe. Jest wściekły, choć nie mam pojęcia dlaczego. Zlituj się, przecież Bentz nie chce mu odebrać roboty. – Bledsoe zawsze jest wściekły. – No tak... Trinidad też się denerwuje... ale nie pojmuję dlaczego. Pewnie dlatego, że był przyjacielem i partnerem Bentza. Nie chce, żeby stare sprawy spaprały mu reputację. – A Rankin? – Hayes myślał na głos. – Kto to wie? Minęło dużo czasu. – Bardzo jej na nim zależało. – Nam wszystkim – zażartowała i dodała: – Zostań na kolacji. Wiesz, że robię boskie pesto. – Wiem, ale nie jestem głodny, przepraszam. Skinęła głową i westchnęła. – Dobra, już wiem, rozumiem. I naprawdę rozumiała. Corrine O’Donnell dawniej pracowała w wydziale narkotyków, http://www.mifaucustomknives.pl/media/ W tej jednej koszmarnej sekundzie Lorraine zrozumiała, że to już koniec. Nic, ani słowa, ani czyny nie przekonają wariatki, by zmieniła zdanie. Zamknęła oczy w chwili, gdy padł strzał. Rozdział 24 Coś jest nie tak. I to bardzo nie tak. Bentz wyczuwał to w powietrzu, w ciszy nocy. Kiedy podjeżdżał pod dom Lorraine, okolica była pusta – nigdzie nie widział srebrzystego chevroleta. W domu paliły się światła w kilku oknach, ale wszędzie zaciągnięto zasłony. Przecież Lorraine mówiła, że widziała Jennifer właśnie przez okno? Co gorsza, zauważył, że drzwi były uchylone. Czyżby zostawiła je otwarte specjalnie dla niego? O nie. Podczas rozmowy była śmiertelnie przerażona. Czuł, jak napinają się wszystkie jego mięśnie.

– Bliźniaczki Caldwell. – Czy to nie zbieg okoliczności, że nasz przyjaciel Bentz akurat wrócił do Los Angeles? – Nie wiadomo, jakim cudem Bledsoe zdobył się na krzywy uśmieszek, jakby bliźniaczki zawsze były tylko zwłokami, kolejną zagadką do rozwiązania. Martinez zmarszczyła brwi, zacisnęła usta. Spojrzała na Bledsoe z gniewem w ciemnych oczach. Sprawdź stanowczo masował jej kark. Nie przestawał ani na chwilę. Pewnie już mu staje, ocenił Hayes. Młoda miłość. Znał to uczucie. Trinidad pomacał się po kieszeniach, znalazł papierosy. Wyjął jednego, wsunął do ust, skinął na kelnerkę po rachunek – nie zawracał sobie głowy dyskusją z Hayesem, kto zapłaci. Razem wyszli na ulicę zalaną światłem zachodzącego słońca, które odbijało się w przeszklonej fasadzie wieżowca. Nieco dalej widniała wieża katedry; hiszpańska architektura stanowiła kontrast dla geometrycznych, prostych brył wieżowców w centrum Los Angeles. Trinidad zapalił i głęboko zaciągnął się dymem. Szli zatłoczonym chodnikiem. – Z Bentza był naprawdę dobry gliniarz. Ta sprawa z dzieciakiem yaldezów go rozwaliła. – Pokręcił głową. – W dodatku jego żona pieprzyła się z jego bratem. Kurde. Kto by to wytrzymał? – Skręcili w uliczkę, w której Trinidad zostawił swój wóz. – A ja się wybieram na emeryturę. – Wypuścił kłąb dymu z płuc. – Grzebanie się w starych aktach? Ekshumacja zwłok, choć wszyscy wiedzą, kto jest w trumnie? Niepotrzebne mi takie gówno.