którym marzył, wracając do domu - i że to właśnie będzie jego

6 - O niczym innym - odpowiedział. - Może nasz Doogie junior pośpi sobie jutro całą noc - westchnęła, delikatnie głaszcząc główkę niemowlęcia, które w odpowiedzi cmoknęło z ukontentowaniem. - Wątpię - powiedzieli oboje jednocześnie i David znów się roześmiał. Justin miał niesamowity apetyt, trzeba było go karmić co dwie godziny. Milla martwiła się, że ma za mało pokarmu albo że jej mleko nie jest wystarczająco wartościowe, ale Justin kwitł i rósł w oczach, a Susanna potwierdziła, że nie ma powodu do obaw. Dzieciak był po prostu małym żarłokiem. Milla ziewnęła znowu, a David pogładził ją po policzku. - Słuchaj... Nawet jeśli Susanna da nam zielone światło, to przecież nie znaczy, że musimy się jutro kochać. Możemy poczekać, jeżeli jesteś zmęczona. Jego szpitalna koleżanka ginekolog dokładnie uświadomiła mu, jak męczący dla matki jest połóg, szczególnie przy karmieniu naturalnym. - Jeszcze czego - spojrzała na niego Milla. - Myślisz, że http://www.medycznie.edu.pl/media/ 257 Wyciągnął do córki rękę, w której trzymał jej torebkę; Milla z przyzwyczajenia zostawiła ją na pianinie, wchodząc do domu. Wewnątrz szamotał się dzwoniący i wibrujący telefon komórkowy, brzmiąc i zachowując się niczym zaniepokojony grzechotnik. Milla podbiegła do ojca i szybko wygrzebała komórkę z torebki. W biurze mieli numer domowy jej rodziców; Milla na urlopach z zasady wyłączała swoją komórkę, ale tym razem włączyła ją jeszcze po drodze na lotnisko, aby powiedzieć swoim ludziom, dokąd wyjeżdża. No i zapomniała wyłączyć. Prawdopodobnie ten telefon wiązał się z robotą Poszukiwaczy Zdecydowała, że jeśli nie jest to jakaś gardłowa sprawa niecierpiąca zwłoki, to przekieruje dzwoniącego do biura.

zegarek, jedno z tych małych cudeniek techniki z tysiącem funkcji. Poza tym nie miał żadnej widocznej biżuterii. Jego silne szczupłe ręce oplecione siecią żył spoczywały bez ruchu na udach. Wyglądał na opanowanego, może nieco ponurego twardziela. Jego szczękę wciąż pokrywał zarost, usta były zaciśnięte tak, jakby ich właściciela nic nie cieszyło w życiu. Może i nie spotkało go nic Sprawdź Od razu zrozumiała, o czym mówi. O tę wyjątkową chwilę, gdy nieopisana radość rozpromieniła twarz matki Maksa trzymającej w ramionach swoje dziecko całe i zdrowe. - Nie - odparła ze ściśniętym gardłem. - Gdy ja ostatni raz widziałam swego synka, on płakał. Spał sobie spokojnie tuż przy piersi, aż nagle brutalnie go ode mnie oderwano. Straszliwie krzyczał. Wciąż widziała tę małą twarzyczkę wykrzywioną przerażeniem i bólem. Zacisnęła zęby, starając się nie rozpłakać. - Rozumiem, dlaczego to robisz - odezwał się Diaz po dłuższej chwili. - To było... coś dobrego. - Najlepszego - szepnęła. - Nie sądzę, byś kiedykolwiek odnalazła synka - powiedział obojętnie. - Ale zabiję dla ciebie Pavona.