– Jak tam raporty? – Pomimo obaw Shepa, Mitchell nigdy nie próbował wykraczać poza

– Tak – odpowiedziała cicho. – Charlie Kenyon? Powoli kiwnęła głową. – To, co nam powtórzył. Że Danny chciałby pociąć ojca na kawałki i przepuścić przez mieszarkę... Tyle złości. Nie zdawałam sobie sprawy... Nie wiedziałam, że było aż tak źle. – To nie twoja wina, Rainie. Wszystkim nam trudno uwierzyć, że ludzie, których osobiście znamy i na których nam zależy, są zdolni do agresji. Czasem zapominamy, że mordercy nie powstają w probówkach. Jak wszyscy, mają rodziny i przyjaciół. – To zwykły banał. Nie chcę banałów. Mam dość łatwych odpowiedzi i trzydziestosekundowych analiz skomplikowanych przestępstw. Dzieci strzelają do kolegów, dorośli przychodzą do biur i mordują swoich współpracowników. Rozumiem twój punkt widzenia, że szkoły i urzędy wciąż jeszcze są bezpieczniejsze od autostrad, ale podobne wyjaśnienie mi nie wystarcza. Te zbrodnie zdarzają się wszędzie. Nawet w takich miejscach jak Bakersville, choć zupełnie do nich nie pasują. I dotyczą zwyczajnych ludzi, jak Danny O’Grady, który jeszcze trzy dni temu wydawał się przeciętnym chłopcem przeżywającym trudny okres. I... i czuję, jakbym coś przegapiła. Powinnam była to przewidzieć. Ale kiedy głębiej się zastanawiam, nabieram pewności, że nigdy nie podejrzewałabym go o agresję. Nie rozumiem tego, Quincy. Nawet ja, wychowywana przez kobietę, która nie żałowała pięści, nie mogę sobie wyobrazić, jak można strzelać do obcych, Bogu ducha winnych ludzi. I muszę wiedzieć, dlaczego zdarzyło się to właśnie w moim mieście, jeżeli mam kiedykolwiek jeszcze http://www.medycyna-i-zdrowie.com.pl/media/ – Cholera – warknął Sanders. Quincy wyglądał na zmęczonego. Cienie pod oczami jeszcze mu pociemniały. Wstali od stolika. Rainie sięgnęła po pieniądze, ale Sanders zadziwił ją, płacąc za całą trójkę. Na zewnątrz nocne powietrze pachniało sosnowymi igłami i świeżym wiosennym deszczem. Nie mieli już siły na dalsze dyskusje, Sanders ruszył w stronę swojego samochodu. Rainie nie mogła się oprzeć, żeby ukradkiem nie przyglądać się twarzy Quincy’ego, jego niebieskim oczom, które były to ciepłe, to znów lodowate. Zastanawiała się, czy agent ma rację co do Danny’ego, i czuła się przygnębiona, że wiedzą tak niewiele. Musiała jak najszybciej dać odpowiedź mieszkańcom miasteczka. Shepowi i Sandy. Wreszcie samej sobie, żeby myśli o szkole przestały ją dręczyć, a noc osaczać. Quincy obserwował swoją towarzyszkę z trudnym do rozszyfrowania wyrazem twarzy. Rainie zerknęła na jego dłonie. Nie miał obrączki. Muszę gdzieś przenocować – odezwał się

drzwiami na korytarz. Skąd jeszcze mógł nadejść? O czym nie pomyślała? - Przekonasz się - bąknęła. - Potrafię świetnie prowadzić rozmowę. Jestem inteligentna i piekielnie złośliwa. Nie co dzień spotyka się kogoś takiego. Wtedy zrozumiała. Ona i Kimberly jednocześnie spojrzały w górę. Jezu Chryste! Przez sufit pokoju przebijało się wiertło. Jak on to zrobił? - Biegnij! - wrzasnęła Rainie. Kimberly rzuciła się do drzwi. W tym Sprawdź miejscu przestępstwa. Musisz przyznać, że twoja wiarygodność nie jest warta funta kłaków. – Na pewno nie preparowaliśmy żadnych dowodów. Nie było cię wtedy w szkole. Nie wiesz, co się tam działo. Sanders milczał przez chwilę. Wreszcie odezwał się cichym, złowieszczym głosem. – Nie wydaje mi się, żebyś i ty wiedziała, co się działo. Shep przekazał ci dowództwo, zanim jeszcze dotarł na miejsce zbrodni. Dlaczego? Kiedy przyjechałaś do szkoły, wóz Shepa już tam był, ale przez czterdzieści pięć minut jego samego nikt nie widział. Gdzie się ukrył? Co robił? – Powiedział ci. Danny przetrzymywał go w klasie. – Aby na pewno? Czy ktoś może to potwierdzić? Z tego co wiem, przeszukiwałaś całą szkołę, a oni ani razu nie wyściubili nosów na korytarz. Pokazali się dopiero, kiedy miałaś już wejść do tej sali. Odegrali dla ciebie małe przedstawienie, które zmusiło cię do pociągnięcia za spust i zatarcia kluczowych śladów, a Shepowi O’Grady pozwoliło zająć się dwoma