a Rainie była do tyłu na tysiąc sześćset dolarów.

Wstała, a on poszedł w jej ślady. – Quincy... Przykro mi z powodu twojej córki. – Dziękuję. To nie pomaga, ale mimo wszystko dziękuję. – Wiem. – Zawahała się. – Przepraszam też za to, co powiedziałam wcześniej. Wiesz, o kompleksie bohatera. Rola miłej panienki nie wychodzi mi najlepiej. – No proszę, a ja myślałem, że ten cięty język to część twojego uroku. Objął ją ramieniem i poprowadził do drzwi. Na zewnątrz było chłodno. Rainie próbowała zebrać myśli. Ale ręka Quincy’ego wciąż spoczywała na jej plecach. Jego ciało było blisko. Wyczuwała zapach wody po goleniu, delikatnej i drogiej. Nie wiedziała, co na nią tak działa. Był silny, inteligentny, wymagający. Nigdy nie próbowała szukać mężczyzny, który byłby dla niej wyzwaniem. Zawsze wybierała zwolenników seksu bez zobowiązań. Nie zadawali zbyt wielu pytań. Tak było bezpieczniej. Spojrzała na Quincy’ego. Spod rozpiętej pod szyją koszuli wystawały kępki ciemnych włosów. Podniosła wzrok na jego twarz, na niebieskie oczy o badawczym spojrzeniu, które widziały zbyt dużo. Odruchowo cofnęła się o krok, oszołomiona i nagle przestraszona. Musnął ustami jej policzek. – Nie jestem twoim terapeutą, Rainie. – Wiem. Dotknął wargami drugiego policzka. Były ciepłe, twarde i suche. http://www.meble-drewniane.net.pl/media/ ten sam piszczący głos: - Dziś chyba jest pełnia albo coś takiego! Chryste! Powoli opuściła broń. Jej ciało wciąż drżało. Spociła się, więc podkoszulek przykleił się do skóry. Serce waliło, jakby biegła w maratonie. Zrobiła głęboki wdech. Potem następny. I jeszcze jeden. A potem, chociaż wciąż nie bardzo wiedziała, co się dzieje, opadła na kolana i spojrzała przez szparę pod drzwiami. Nie zauważyła cienia stóp po drugiej stronie. Usiadła na dywanie z pistoletem na kolanach. - Taaak... - mruknęła. - Idzie mi całkiem nieźle. - Myślę o paskudnie słodkich określeniach, o zdaniach, które słyszałam w mydlanych operach, a których w domu nikt nie używał. A nawet jeśli ktoś napisał je na kartce pocztowej, nigdy nie brałam ich do siebie. Chociaż być może od czasu do czasu lubiłabym dostawać kwiaty. Różowe róże. Albo

Pomożesz mi, Becky? Becky O’Grady pokręciła głową. – Zastanów się, słoneczko. Zastanów się. Mijały kolejne minuty. Dziewczynka wciąż milczała. W końcu odwróciła się i zwinęła w kłębek. Rainie ogarnęła całkowita bezradność. Tymczasem Walt i Emery przenieśli Bradleya na łóżko. Koszula Chucka przytrzymywała grubą warstwą chusteczek na piersi rannego. Sprawdź to i powstrzymał ją kopniakiem w szczękę. Kość trzasnęła i pękła. Rainie ujrzała gwiazdy i upadła na plecy. Zobaczyła tylko zamazaną postać Kimberly, jak rzuciła się po pistolet Andrewsa. On też ją zobaczył. Miał krzesło. Podniósł je nad głowę i ruszył na Kimberly. Kiedy opadło, Kimberly wydała dźwięk, jakiego Rainie nigdy nie słyszała. Andrews uśmiechnął się triumfalnie. Potem cisnął krzesło i schylił się po swoją broń. Pistolet kaliber 9 mm leżał bardzo blisko Kimberly. Tak blisko... Ostatnia szansa. Rainie zaczęła się gwałtownie rozglądać. Glock leżał przy mosiężnej nodze stołu. Rusz się, Rainie. Śmierć nie jest lepsza niż życie. Śmierć nie jest lepsza niż życie! Cholera! Wreszcie stała się optymistką! Nagle dźwięk naboju wypychanego z magazynku do lufy. Dźwięk śmierci. - Żegnaj, Rainie - powiedział Andrews. - Hej, Andrews - wtrącił się Quincy. - Zabieraj łapska od mojej córki.