- No to musisz z tym żyć.

Cole mówił zamyślonym głosem i po chwili, być może dlatego, że Lydia uniosła brew albo okazała niedowierzanie w jakiś inny sposób, dodał: - Naprawdę. Do diabła, wiem, że nadszedł czas, żeby wyjaśnić parę rzeczy, ale niełatwo jest otworzyć własną szafę i wyciągnąć schowane w niej trupy. Zrobię to, do jasnej cholery. Za jakiś czas. Sam zdecyduję kiedy. Niedowierzające prychnięcie Lydii było bardzo wymowne. Jakie trupy? - Będę na ranczu dziś po południu, więc nie rób dla mnie lunchu. - Będzie pan jadł tam? - zapytała Lydia. W jej głosie czuło się pretensję. Musiało to mieć coś wspólnego z rozmową, której Shelby nie rozumiała. - Coś skubnę. - Ale doktor mówił... 83 Doktor? Jaki doktor? Z pewnością nie Pritchart. Czyżby sędzia był chory? Zawsze uważała, że jej ojciec jest zdrów jak ryba, a przy tym diabelnie uparty. - Dam sobie radę, Lydio - burknął poirytowany. - To zresztą i tak ma niewielkie znaczenie. O Boże, cóż to miało znaczyć? Jak bardzo był chory? Jego nieregularne kroki robiły się coraz głośniejsze, więc Shelby pokonała resztę schodów i przekradła się bezszelestnie do swojego pokoju, żeby ojciec nie zobaczył jej z aktami. Zamknęła drzwi swojej sypialni, wsunęła teczki między materac i sprężyny, położyła się na łóżku i udawała, że śpi, gdyby jej ojciec otworzył drzwi. Nie zrobił tego. http://www.meble-biurowe.info.pl opadajacych d¿insów nie dawało jej spokoju. Wło¿yła spodnie i sweter, musneła rzesy tuszem, przejechała szminka po wargach i wgniotła troche pianki w swoje niesforne loki. Targały nia sprzeczne emocje - wstyd, niedowierzanie, zakłopotanie, ale tak¿e zadowolenie i nadzieja. Wiedziała, ¿e romans z bratem me¿a nie mo¿e sie dobrze skonczyc, nie mogła jednak zapomniec, jak gwałtownie i namietnie reagowało na niego jej ciało. O Bo¿e, o czym ona znowu mysli. Patrzac na swoje odbicie w lustrze, zmarszczyła gniewnie brwi i przeczesała palcami mokre włosy. - Dosc tego - powiedziała stanowczo, ale nie podobało jej sie to, co dostrzegła we własnych oczach. - Masz dzis mnóstwo

zatroskania na psiej twarzy, wydawał sie miłym facetem, ale Marla postanowiła miec sie na bacznosci. Nie mogła zapomniec słów córki - ¿e mo¿e zostac oskar¿ona o morderstwo, nieumyslne spowodowanie smierci czy Bóg wie co jeszcze. A policjanci celuja w wyciaganiu z ludzi tego, czego własnie nie powinni mówic... Bo¿e, skad u niej to Sprawdź - Posłuchaj, nawet nie próbuj się wymigać. Lydia wypełnia misję: pilnuje, żeby każdy w promieniu piętnastu kilometrów otrzymywał więcej niż sto procent dziennego zapotrzebowania na substancje odżywcze i wszelkiego rodzaju kalorie. - Ale... - To prawda - przyznała Lydia, uśmiechając się z dumą; w złocistych nakryciach odbijały się promienie porannego słońca. - A więc wsuwaj - powiedziała Shelby do Nevady i pomogła Lydii nakryć do stołu. Po kilku minutach na szklanym blacie znalazły się dwa półmiski, a na nich wafle z cukrem pudrem, owoce, paski bekonu oraz sok pomarańczowy, woda i dzbanek z kawą. - Lydio, to wygląda cudownie - pochwaliła Shelby, podczas gdy starsza pani kładła przy talerzach sztućce owinięte haftowanymi serwetkami. Na środku stołu postawiła malutki wazonik z żółtą różą. Nevada pokiwał głową. - To naprawdę wygląda wspaniale.