chmury.

- Ale jak to możliwe? Przecież Władca nie mógł wiedzieć, że tu jestem, że mieszkam w Nowym Orleanie. RS 184 - Czemu nie? Jeśli tropił cię od dawna... Potrząsnęła głową. - Na wszelki wypadek postarałam się zostawić dowody, że nie żyję. - A jednak kto wie, czy nie mam racji? Szkoda, że innych tu wtedy nie było, za nic nie powinnaś była jechać sama, bez żadnej pomocy. Moim zdaniem weszłaś prosto w pułapkę. - Czekaj, zbaczamy z tematu. Rozmawiałyśmy o Bryanie, ciągle nie wiem, co o nim sądzić. - Rozumiem, że nie jest wampirem? - spytała Maggie, po czym odpowiedziała sama sobie: - Nie jest, wiedziałabym przecież... - Ale kim jest? Wie o istnieniu wampirów, na pewno już ileś zabił, a za cel stawia sobie zabicie Władcy. - Nic dziwnego, jeśli jest pogromcą wampirów. Władca to wcielenie zła. - On budzi we mnie lęk. - Bryan? - Maggie napiła się kawy i uniosła brew. - Wydawało mi się, że on działa na ciebie w zupełnie inny sposób. http://www.logopedawarszawa.org.pl/media/ przestępstwa. - Albo ktoś agresywny i bezczelny, komu się wydaje, że może sobie drwić z prawa. A tak w ogóle, Kelsey, to o co ci chodzi? Jestem ostatnią osobą, od której życzyłabyś sobie pomocy, tak? - Nie, nie tak. Tylko naprawdę nie musisz mnie ciągle śledzić. - Nie śledzę cię. Po prostu znalazłem się przypadkiem w tym samym miejscu co ty. Ale oczywiście masz rację. Jesteś wolna i pełnoletnia, nie mogę ci niczego zabronić. Rozmawiaj sobie dalej z wszystkimi psycholami i oprychami w mieście, proszę bardzo.

z inicjałami SEW. Sheila Elizabeth Warren. Silnik ucichł. 174 Kelsey schowała szybko torebkę z powrotem, opuściła siedzenie. Oddychała jak po długim biegu, waliło jej serce. Sprawdź wymamrotała nad nim jakieś słowa, zaś potem krzyknęła, że składa ofiarę swemu panu, władcy ciemności, lecz w tym momencie zebranych na czarnej mszy zaalarmował jakiś odgłos. Rozległ się szczęk stali, to ludzie króla, którzy właśnie odkryli potajemne zgromadzenie, wyciągali miecze. Rozległy się krzyki, wyznawcy szatana próbowali uciekać, lecz sami złapali się w pułapkę, wybierając na miejsce swych obrzędów pieczarę w głębokich podziemiach, skąd prowadziła tylko jedna droga wyjścia. Polała się krew, rozpętało się piekło, powietrze rozdzierały przeraźliwe krzyki. Schowała się w niszy, niedostrzeżona przez nikogo i patrzyła. Dziecko na ołtarzu, zaalarmowane hałasem, zaczęło płakać. Zostawić je tak? Powinna, bo przecież jej celem była ucieczka, właśnie dlatego RS 85