- To uwierz. Zresztą, nie ma się czym przejmować.

nadeszła dyrektorka i rozgoniła gapiące się na niego uczennice z innych klas. Hrabia uchylił kapelusza i przedstawił się, a Emma coś mu odpowiedziała. Lucien uścisnął jej dłoń. W liście wspominał, że pragnie osobiście poznać pannę Grenville. Widać nie była to tylko grzecznościowa formułka. Z tej odległości Alexandra nie słyszała, o czym rozmawiają, ale dziewczęta zapewniały jej własny, żywy komentarz. Zgodnie uznały, że to bogaty arystokrata, który przyjechał do Akademii Panny Grenville, żeby poszukać sobie żony. Alexandrze tak drżały ręce, że musiała chwycić się framugi. - Zna go pani, panno Gallant? - spytała któraś z uczennic. - Alison twierdzi, że to diuk. - Hrabia - sprostowała i odchrząknęła nerwowo, kiedy wszystkie na nią spojrzały. - Musimy dokończyć lekcję, panienki. - Kto to jest? Proszę nam powiedzieć, panno Gallant. Skrzywiła się, zasypywana pytaniami ze wszystkich stron. - To earl Kilcairn Abbey. Pewnie zabłądził. Czy możemy wrócić do nauki? - Och, właśnie odjeżdża - jęknęła Jane. - Szkoda; chciałam, żeby złożył nam wizytę. - Żebyś mogła zemdleć i paść mu w ramiona? Alexandra czuła, że sama jest bliska omdlenia. Stojąc bez ruchu, patrzyła, jak Lucien wsiada na konia, uchyla kapelusza i oddala się truchtem. Przebył daleką drogę z Londynu, żeby się z nią zobaczyć, i dotarłszy do celu, zrezygnował ze spotkania? Nie mogła w to uwierzyć. Lucien Balfour nie zadawałby sobie na próżno tyle trudu. http://www.logopedawarszawa.info.pl — Cóż, miejmy nadzieję. Wątpliwości nasze niebawem się rozproszą, bowiem, o ile się nie mylę, oto jest osoba, o którą chodzi. Zaledwie wymówił te słowa, drzwi się otworzyły i do pokoju weszła młoda dama. Była skromnie, lecz schludnie ubrana, o żywej, ruchliwej twarzyczce, piegowatej jak indycze jajo, i energicznym sposobie bycia kobiety, która sama musi sobie torować drogę w życiu. — Proszę mi wybaczyć kłopot, jaki sprawiam — powiedziała, gdy mój towarzysz powstał, aby ją powitać — ale spotkało mnie bardzo dziwne wydarzenie, a ponieważ nie mam rodziny ani żadnych krewnych, których mogłabym prosić o radę, pomyślałam sobie, że może pan będzie uprzejmy poradzić mi, co mam robić. — Proszę zająć miejsce, panno Hunter. Będę szczęśliwy, jeżeli okażę się pani w czymkolwiek pomocny. Widziałem, że nowa klientka swoim zachowaniem i słowami wywarła dodatnie wrażenie na Holmesie. Przyjrzał się jej całej uważnie, na swój sposób, po czym spokojnie, z opuszczonymi powiekami i złączonymi czubkami palców przygotował się do wysłuchania jej opowieści. — Byłam przez 5 lat guwernantką — rozpoczęła panna Hunter — w rodzinie pułkownika Spence Munro, Przed dwoma miesiącami pułkownik otrzymał nominację na stanowisko w Halifax, w Nowej Szkocji i zabrał swoje dzieci ze sobą do Ameryki, w związku z czym zostałam bez posady. Dawałam anonsy do gazet i sama odpowiadałam na ogłoszenia, ale bez powodzenia. W końcu zaoszczędzona przeze mnie suma pieniędzy zaczęła maleć i nie wiedziałam, co począć. W Westend znajduje się znane biuro pośrednictwa pracy dla guwernantek pod nazwą Westaway, tam tedy zgłaszałam się raz w tygodniu, żeby sprawdzić, czy się nie znajdzie coś odpowiedniego dla mnie. Westaway to nazwisko założyciela instytucji, ale w rzeczywistości kierowniczką jest panna Stoper. Kierowniczka urzęduje w osobnym, małym gabinecie, a panie szukające pracy siedzą w poczekalni, po czym wchodzą kolejno, a panna Stoper przegląda swój rejestr i wyszukuje dla nich odpowiednie zajęcie. Otóż gdy się tam zgłosiłam w ubiegłym tygodniu, wprowadzono mnie jak zwykle do tego gabinetu, ale okazało się, że panna Stoper nie jest sama. Nadzwyczaj tęgi mężczyzna o uśmiechniętej szeroko twarzy i wielkim, ciężkim podbródku, który kilkoma fałdami opadał mu aż na szyję, siedział obok niej w okularach na nosie, przyglądając siej z powagą wchodzącym paniom. Kiedy się ukazałam, aż podskoczył na krześle i zwrócił się z pośpiechem do panny Stoper. — Ta pani mi odpowiada — powiedział. — Nie mógłbym mieć większych wymagań. Kapitalne! Kapitalne! Wydawał się pełen entuzjazmu i zacierał ręce z największym ukontentowaniem. Wyglądał przy tym tak poczciwie, że patrzałam na niego z prawdziwą przyjemnością. — Pani szuka posady? — zapytał. — Tak, proszę pana. — Guwernantki?

- Tylko szesnaście lat. - Nie będzie chodziła na randki wcześniej niż za dwadzieścia, może trzydzieści. - Zapowiada się na piękność. Nie odpędzisz od niej adoratorów. - Ile miałaś lat, idąc na pierwszą randkę? - zapytał, uświadamiając sobie, że nic nie wie o jej przeszłości. - Chyba szesnaście. Mój tata bardzo się denerwował, gdy zaglądali do nas chłopcy. Wydawało mi się, że chce ich powystrzelać. - Gdzie jest teraz? - spytał Bryce. Sprawdź następnej ofiary. - Mamo! - W pewnym sensie lord Kilcairn ma rację - stwierdziła panna Gallant, nim zdążył się wytłumaczyć. - Tak? - Wprawdzie wyraziłabym to spostrzeżenie trochę inaczej, ale... - Tchórz - mruknął. - ...ale o coś takiego mi chodziło, kiedy mówiłam o pierwszym wrażeniu. Za miesiąc ci dżentelmeni i damy będę pamiętać jedynie to, czy chcą przebywać w twoim towarzystwie, czy nie. Uśmiechnęła się lekko, a Lucienowi mocniej zabiło serce. - I? - ponaglił ją. - Po dzisiejszym wieczorze i po kilku podobnych nikt z nich nie będzie miał nic