- Jeszcze nie wiemy, co sie wydarzyło rzeczywiscie. - Detektyw potarł twarz dłonia. - Pan jest me¿em pani Cahill? - Nie - odparł Nick szybko, rzucajac okiem na Marle, która nagle zdała sobie sprawe, ¿e w tym prostym stwierdzeniu cos sie kryje. - Jestem jej szwagrem. Bratem jej me¿a. Wyciagnał reke do detektywa. Paterno ujał ja w swoja drobna dłon i krótko uscisnał. - Mieszka pan w Oregonie, prawda? - W Devil's Cove - odparł Nick bez cienia usmiechu. - Prosze nawet nie pytac, gdzie to jest. Te nazwe prawdopodobnie wymyslił pijak lub marynarz. - Przyjechał pan zobaczyc sie z rodzina? - Tak, rodzina ¿yczyła sobie, ¿ebym przyjechał. Interesy. - A nie z powodu tego wypadku? - Owszem, tak¿e z tego powodu. - Twarz Nicka była nieruchoma jak maska, pozbawiona sladu emocji. Popołudniowy zarost ocieniał mocno zarysowany podbródek. Paterno przez chwile miarowo ¿uł gume, przetrawiajac informacje. Potem zgietym palcem postukał w le¿aca na stoliku wizytówke i spojrzał na Marle. http://www.lagodnarehabilitacja.info.pl ust drgneły. - Cherise. - Skinał głowa kuzynce i wsadził rece do tylnych kieszeni d¿insów. Jego wzrok przeslizgnał sie nieuwa¿nie po twarzy Cherise i utkwił w Marli, zdajac sie przewiercac ja na wylot. - I co dzisiaj słychac? - Lepiej - odparła Marla, starajac sie nie myslec o tym, co zdarzyło sie ostatniej nocy w salonie. - Du¿o lepiej. Zaczynam znowu sie czuc jak istota ludzka. 300 - Szczeka boli? - Troche. - Przypuszczam, ¿e bardzo - powiedział, rozpinajac
98 - Ten chłopiec jest wyjatkowy. To dar. Czekalismy tak długo i w koncu jest ktos, kto bedzie nosił nazwisko Cahill i przeka¿e je nastepnemu pokoleniu - To znaczy syn i wnuk. - Tak. Sprawdź le¿ał na plecach, gaworzac, wyraznie zadowolony z ¿ycia. - Mo¿e ta osoba została wpisana na liste pod innym nazwiskiem -zasugerowała Marla, rozpaczliwie usiłujac przypomniec sobie cokolwiek, co dotyczyłoby Pam Delacroix albo jej córki. - W takim wypadku musiałaby je pani znac, ale nawet gdyby sie okazało, ¿e istotnie jest nasza studentka, nie mogłabym udzielic takiej informacji. Byłoby to niezgodne z naszymi zasadami. Rozmowa prowadziła donikad, w koncu Marla po¿egnała sie i odło¿yła słuchawke. Znowu pudło. Rzuciła okiem na swój nadgarstek, chcac sprawdzic, która godzina, ale nie miała na rece zegarka. Wydało jej sie to dziwne. Była pewna, ¿e zawsze