- Myślałam, że musimy mieć dwadzieścia jeden punktów - szepnęła.

Słyszała wprawdzie odgłosy rozmowy, ale nie rozumiała z niej ani słowa. Owszem, był całkiem przystojny. Nie miał w sobie nic z podniecającego, lecz jakże irytującego wdzięku Draxingera, robił za to wrażenie o wiele poważniejszego od niego i jego wiodących hulaszcze życie kompanów. Prychnęła na samą myśl o nich, a potem odeszła od okna, żeby obmyślać menu wielkiego balu zwycięzców. Michaił nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. - Mówicie, że uciekła? - Wasza wysokość, zdarzyło się coś gorszego - powiedział ponurym tonem Borys. - Jak to gorszego? Kozak patrzył w ziemię. - Mów! - Iwan i Wasyl nie żyją - odezwał się Fiodor. - Co takiego? Fiodor wyjaśnił szybko, przyciszonym głosem. Jeden z Kozaków został zastrzelony, drugiemu rozpruto brzuch. - Czy ktoś to widział? - Stajenny mówi, że dziewczyna próbowała ukraść konia, ale Iwan i Wasyl ściągnęli ją z niego. Koń uciekł i stajenny pobiegł za nim. Kiedy wrócił, obydwaj byli już martwi. Nikt nie wie, co tam zaszło. Michaił stał oniemiały. Dwóch jego najlepszych podkomendnych zamordowanych! - Niemożliwe, żeby sama to zrobiła. Na pewno ktoś jej pomógł. Złapcie go i zabijcie, http://www.kosmetyki-naturalne.edu.pl uratować jego honor. Dlaczego ta dziewczyna go nie chciała? W pałacu Knightów panowała cisza. Becky leżała na skromnym łóżku w pokoju gościnnym, przytulnym i bezpretensjonalnym. Miała na sobie suknię młodej księżnej, z lekkiego, białego muślinu. Czekała na Aleca. Wyraźnie dał jej do zrozumienia, że weźmie na siebie odpowiedzialność za to, co stało się zeszłej nocy. Wiele dla niej zrobił, a otrzymał w zamian jedynie podziękowanie. Miał rację, tu chodziło o honor. I honor kazał mu zaofiarować jej małżeństwo, a jej upór i duma sprawiły, że go odrzuciła. Teraz już by się tak nie spieszyła z odmową! Brakowało jej co prawda dwa i pół miesiąca do pełnoletności, ale decyzję należało podjąć wcześniej. Alec, jako dżentelmen, przyjmie pewnie jej zmianę zdania spokojnie, ale co sobie o niej pomyśli? Pewnie uzna, że wreszcie zaczęła myśleć rozsądnie, wzięła pod uwagę zamożność oraz pozycję jego rodziny i przypomniała sobie o własnym interesie, jak każda inna kobieta.

Odwaga opuściła go dopiero, gdy stanął pod drzwiami mieszkania Adama. Ze zdenerwowaniem wpatrywał się drewno. Zapukać czy może sobie pójść? Przełknął ślinę. Zapuka! W końcu to jest jego książę z bajki! Nie może go stracić! Przecież tak długo go szukał, a teraz miałby sobie odpuścić przez głupią nieśmiałość? Nie! Sprawdź - Naprawdę? - Naprawdę. - Alice uśmiechnęła się ironicznie. Nagle poczuła się zmęczona, więc przysiadła na brzegu fotela. - Sama wiesz - powiedziała, patrząc Belli w oczy - że ostanie dni były dla wszystkich ciężkie. Ale ja miałam przynajmniej tę radość, że widziałam, jak Edward się w tobie zakochuje. On chyba też nie jest ci obojętny. Mam rację? - Tak. - Teraz, gdy za moment cała prawda i tak miała wyjść na jaw, nie musiała się z tym kryć.- Edward jest dla mnie kimś wyjątkowym Alice, nie chciałabym, żebyś robiła sobie złudne nadzieje. Pewne rzeczy po prostu nie mogą się zdarzyć. - Mam prawo wyobrażać sobie, co chcę - zauważyła poważnie, a potem położyła dłoń na pudełku. - A teraz otwórz swój prezent. - To prośba czy polecenie? - Jak wolisz. No, już! Otwieraj, bo nie mogę się doczekać twojej reakcji! - To wbrew moim zasadom, ale skoro nalegasz... Bella z rezygnacją uniosła przykrywkę. Wnętrze wysłane było cieniutką, przyjemnie szeleszczącą bibułką. Odsunęła ją ostrożnie i... zaniemówiła z wrażenia. W środku leżała suknia balowa, połyskująca i lśniąca jak klejnot. Jedwab, z którego ją uszyto, miał głęboką, szlachetną barwę szmaragdu. W promieniach popołudniowego słońca skrzył się misterny haft z drobnych koralików. - Wyjmij ją - nalegała Alice, a widząc bezruch Belli, zniecierpliwiła się i zrobiła to za nią. Jedwab zaszumiał, westchnął, po czym miękko opadł na podłogę. Suknia miała elegancki, prosty krój, a jej największą ozdobą była góra z odkrytymi ramionami i bogato zdobioną, przylegającą do szyi stójką, która zastępowała naszyjnik. Dół przypominał odwrócony kielich kwiatu i spływał harmonijnie do samej ziemi. To była suknia - marzenie, stworzona, by błyszczeć w świetle świec lub księżyca. - Podoba ci się? - dopytywała się Alice. - Powiedz, że tak. Zamęczałam o nią krawcową przez cały miesiąc.