- Cześć, dziewuszko - powiedział.

nę ci ją - powiedziała z uśmiechem Elly, gdy pomagał jej wsiąść do srebrnej limuzyny. - Nie przejmuj się, Scott, mama tylko żartuje - dorzuciła Camryn z tylnego siedzenia. - Bettina jest wspaniałą kucharką. Zresztą sam wiesz, przecież jadłeś u nas ostatnio lunch. - Zamknęła drzwi i opuściła szybę. - Powiedz mi lepiej, o czym myślałeś, każąc tej biednej dziewczynie ubrać się w ten koszmarny strój! Pretensjonalność nie jest w twoim stylu! - W mieście... - zaczął, ale nie dane mu było skończyć. - Gdzieś mam to twoje miasto. - Camryn pogroziła mu palcem zakończonym starannie pomalowanym na krwisty odcień czerwiem paznokciem. - Pozbądź się go, Scott! W tej części świata nie każemy naszym nianiom ubierać się w dziwaczne mundurki. Uczynisz z biednej panny Tyler pośmiewisko! - Camryn! - Elly przywołała córkę do porządku. - Uważam, że to dodaje jej szyku. Zresztą spójrzmy prawdzie w oczy, kto kiedykolwiek przygląda się służbie? Niania to mniej więcej to samo co mebel w salonie. - To samo co mebel w salonie? - Craig pokręcił smutno głową. - Czasem myślę, że jesteś jeszcze większą snobką niż http://www.karczma-austeria.pl - Camryn powiedziała, że wybieranie sukienek to babska sprawa. - Uśmiechnął się..- Poza tym mam nadzieję, że może dzięki temu Lizzie zmieni swój stosunek do pani. Powoli zaczynam tracić cierpliwość. Może powinienem z nią na ten temat porozmawiać? - zawiesił pytająco głos. - Żadna rozmowa nie zmusi Lizzie do zaakceptowania mnie, może za to przynieść odwrotny efekt. Scott zmarszczył czoło. - Ma pani rację. - Jeżeli mamy zostać przyjaciółkami, muszę sama zdobyć jej zaufanie. Uważam, że prowokuje mnie specjalnie, bym zrezygnowała z pracy. Może gdy przekona się, że zamierzam tu zostać... Przynajmniej dopóki pan mnie nie zwolni...

Wprawdzie znalazła tam płaszcz, ale ubrania Marka już nie było. Nagle zdała sobie sprawę z całej kłopotliwości swojego położenia. Baverstock ją porzucił, nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Co począć? Jest tu naturalnie wiele osób z wioski, które znała z widzenia, ale wzbraniała się przed zwróceniem się do nich o pomoc. Wiadomość rozniesie się lotem błyskawicy i prędzej czy później dowie się o tym ciotka Helena - tak jak zwykle bywało przy jej niefortunnych eskapadach. Tym razem z całego serca pragnęła tego umknąć. Lysander obiecał, że przyjedzie, ale gdzie on jest? Włożyła płaszcz i nasunęła na twarz kaptur. Nagle ujrzała brata. Stał w cieniu na skraju placu i rozmawiał z jakąś dziewczyną. Co więcej, obejmował ją ramieniem. Arabella wstała i podeszła w ich stronę. Już ona mu wygarnie, co o tym myśli! Miał opiekować się siostrą, a zamiast tego zadaje się z jakąś wiejską dziewką! W tej samej chwili dziewczyna odwróciła się i Arabella dostrzegła twarz i kos¬myk jasnych włosów. Podbiegła do nich, zapominając o całym świecie. - Clemency! - krzyknęła i objęła ją serdecznie. Teraz już wszystko będzie dobrze. Lysander zanotował w pamięci to imię, lecz powstrzymał się od komentarza. Clemency jakiś czas pocieszała i głaskała Arabellę, starając się jednocześnie opanować własne chaotyczne uczucia. Chociaż stała przy markizie tylko chwilę, do¬skonale zdawała sobie sprawę z jego fizycznej bliskości, a z drżenia jego głosu wywnioskowała, że to odczucie jest wzajemne. Arabella, która z przejęcia i zimna dostała czkawki, podniosła głowę z ramienia Clemency i poskarżyła się cicho: - Zostawił mnie przeszło piętnaście minut temu. Panno Stoneham, nie rozumiem, dlaczego pani się tu zjawiła? Sprawdź - Oczywiście. Możesz potrzebować mojej pomocy. Fa¬bianowie trzymają jej stronę, wiesz o tym. Mark spojrzał na siostrę. - Daj spokój. Zawsze sobie pomagaliśmy, prawda? - Myślisz, że Lysander jest jej celem? - zapytał Mark marszcząc brwi. - Nie obchodzą mnie zamiary panny Stoneham - Oriana wzruszyła ramionami. - Jestem pewna, że poczuje się najlepiej w roli, jaką dla niej planujesz. - Bądź ostrożna, siostrzyczko. Chodzą słuchy, że Lysan¬der nie jest dobrą partią. Popatrz tylko na tę posiadłość. Alexander musiał popaść w olbrzymie długi. Tylko jednej nocy przehulał u Watiera dobre sześć tysięcy, byłem tam i widziałem. - Niepokoi mnie ta panna - ciągnęła Oriana, nie bacząc na jego słowa. - Jest taka dobra i uczynna. Nie znoszę tego rodzaju cukierkowych istot i z prawdziwą przyjemnością ujrzę jej upadek. - W porządku - uśmiechnął się Mark. - Powiem ci, co zamierzam zrobić. - W kilku słowach wyjaśnił swój plan. - Ale czy ona się zgodzi? - wątpiła Oriana. - Może się po prostu poskarżyć lady Helenie. - Nie sądzę. Doskonale zdaje sobie sprawę, że wejście Arabelli do towarzystwa zależy od jej dobrego zachowania. Nie zechce tak ryzykować. - Po tym wszystkim nie będziesz mógł tu pozostać - rzekła panna Baverstock po namyśle. - Moja droga, prawdę mówiąc, nie chcę. Jak dla mnie, czas się tutaj zbytnio dłuży. W sobotę rano nadejdzie list wzywający mnie do domu. - Przecież nie możesz podróżować w niedzielę!