- Jeszcze chwila, a przestaniesz trzeźwo podchodzić do sprawy.

zdenerwowanego. Nadepnęła cię w walcu? Ellis pobladł. - Ostrzegałem cię. Żadnych gierek. Nie jestem w nastroju. - Nie strasz mnie, Robercie. Już dość chmur zebrało się nad moją głową. - Skrzywił się na widok jego zawziętej miny. - No, dobrze, zapytam cię wprost. Co się stało? - Ha! Jakbyś nie wiedział! - Przecież bym nie pytał, gdybym wiedział. - Czekał, obserwując twarz przyjaciela. Cienie pod oczami wskazywały, że Robert nie spał całą noc. - Naprawdę zależy ci na Rose, tak? - To nie ma znaczenia. I nie dostarczę ci rozrywki, zwierzając się ze swoich uczuć. Oszukałeś mnie, ale nie pozwolę się upokorzyć. Nie należę do twojej świty pochlebców. Powoli wszystko nabierało sensu. - Rozmawiałeś wczoraj z moją ciotką, prawda? - Nie zdradzam cudzego zaufania. Lucien uniósł brew. - Kłamała. Robert wytrzeszczył oczy. - Kto? - Moja ciotka. Niczym Jago z „Otella” knuje, intryguje, wymyśla niestworzone historie. http://www.grzejnikidekoracyjne.edu.pl/media/ - Harcerzyk mówi, że Claire cię tu przyprowadziła. Ponownie skinęła głową. - Wkrótce się przekonasz, że Harcerzyk wie wszystko o wszystkich. To po pierwsze. Po drugie, jesteśmy zgraną załogą, u nas człowiek zawsze może liczyć na innych. Widząc, że nadal milczy, Santos pomyślał, że powinien zostawić ją w spokoju. Podniósł się z podłogi. - Jak będziesz czegoś potrzebowała, daj mi znać. Postaram się pomóc, jeśli tylko będę mógł. Dopiero teraz uniosła twarz i popatrzyła na niego dłużej. Oczy i policzki miała mokre. Była bardzo ładna - ciemnoblond włosy, duże niebieskie oczy. Musiała być w wieku Santosa, może trochę starsza. - Dziękuję - szepnęła. - Nie ma za co. - Uśmiechnął się ponownie. - Do zobaczenia. - Zaczekaj. Przystanął w pół kroku. - Ja... - Przez chwilę zmagała się ze sobą, żeby wykrztusić to, co zamierzała powiedzieć. - Ja nie wiem, dokąd... mam iść. Nie mam pojęcia, co ze sobą począć. Czy mógłbyś... mi pomóc? - Spróbuję. - Wątpił, czy będzie w stanie zapewnić jej to, o co prosiła: bezpieczne miejsce do spania, uwolnienie od lęku. Usiadł z powrotem. - Dokąd chciałabyś pójść, Tino?

na piknik? To nie taniec z guwernantką, prawda? Gładkie czoło Luciena pokryły zmarszczki. - Sam to pani powiedział? - Wystarczyło trochę zdolności dedukcyjnych, milordzie. Przez chwilę mierzył ją wzrokiem, a następnie spojrzał na lokajów. - Thompkinson, Harold, zostawcie nas samych. Sprawdź - Dziękuję. - Kuzynka nachyliła się i cmoknęła go w policzek. Dwa miesiące wcześniej nie zniósłby takiej poufałości. Dwa miesiące wcześniej nie wytrzymałby długo w jednym pokoju z paniami Delacroix. Teraz stwierdził, że towarzystwo Rose sprawia mu przyjemność. Dziewczyna bardzo się zmieniła. Zrobiła wielkie postępy, od czasu gdy wysiadła z powozu cała w różowej tafcie. Była miła, pełna wdzięku, często się śmiała i okazywała, że go lubi. On też się zmienił, nawet bardzo. Natomiast Alexandra pozostała taka sama. Nadal uważała, że musi samotnie stawiać czoło wszystkim, którzy zagrażają jej niezależności, i że ziemia usunie się jej spod nóg, jeśli tylko pozwoli sobie na osłabienie czujności. Doszedł do wniosku, że musi otworzyć jej oczy, tak jak ona otworzyła jemu. - Kuzynie Lucienie? - Rose patrzyła na niego z niepokojem. - Proszę wszystko przygotować, panie Mullins, a potem przyjść do mojego gabinetu - polecił. - Mamy jeszcze jedną sprawę do omówienia.