– Ale jednak powiedziałeś. Może też wolałbyś być wolny?

Spojrzała w jego kierunku. -Przepraszam za to, co powiedziałam wczoraj wieczorem. -Dlaczego przepraszasz? To prawda.. -Ale nie musiałam tego wytykać. -Przyjmuję przeprosiny. -Dziękuję, panie Blackthorne. -Myślę, że dość już siebie nawzajem zraniliśmy, żeby mówić sobie po imieniu. -Już od dawna tak mówimy - wyszeptała miękko, wykręcając się w jego stronę. - Nie chciałam cię zranić - powtórzyła. -Prawda bardziej zraniła ciebie niż mnie. -Przestań być taki cholernie zimny! - Odstawiła głośno kubek na ławę. -A co miałbym według ciebie zrobić? Wypierać się tego, że mnie pociągasz? Wyglądasz jak kobieta z rozkładówki, na litość boską. - No i co z tego? To przypadek, dzieło natury. Nie to decy duje o tym, jaka jestem. Zsunęła nogi na ziemię i wstała. Była zła. Przecież przysięgała http://www.grzejnikidekoracyjne.biz.pl – Czy zginęło coś jeszcze oprócz fotografii? – spytał poważnie. – Sama nie wiem. – Objęła się rękami, jakby jej było zimno. – Bałam się rozglądać po domu. Apotem przyszedł Joe. Richard odstawił piwo, podszedł do torby i wyjął jeden z kijów. Kiedy się wyprostował, aż się wzdrygnęła, widząc surowy wyraz jego twarzy. – Jeśli usłyszysz albo zobaczysz cokolwiek podejrzanego, choćby najmniejszy drobiazg, natychmiast uciekaj. Rozumiesz, Kate? Zabieraj Emmę i w nogi. Do kawiarni albo do sąsiadów, skąd będziesz mogła zadzwonić po policję. Skinęła głową, czując, że ma zupełnie wyschnięte usta. Reakcja męża przeraziła ją jeszcze bardziej niż poprzednie pełne grozy chwile. – Tak, jasne.

Palące łzy zaczęły płynąć po jej policzkach. Zrobiło jej się żal małej. I siebie. Jej pięknego domu. Kawiarni. Mandeville. Czy kiedyś jeszcze tam wróci? Zdołała powstrzymać łzy i chwyciła mocniej kierownicę. Do tej pory myślała tylko o tym, żeby uciec przed Johnem, lecz teraz musiała zdecydować, co dalej. Bezmyślne jeżdżenie nie ma sensu. Jeśli Sprawdź Emmy! Już ona o to zadba. Kate spojrzała do tyłu. Emma spała bezpiecznie w swoim foteliku, ukołysana jazdą. Julianna drzemała obok, na przednim siedzeniu. Cisza była dla niej zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Błogosławieństwem, ponieważ nie miała siły, żeby zajmować się czymś jeszcze. Przekleństwem, bo pozwalała myśleć o tym, co się wydarzyło. W jej uszach wciąż rozbrzmiewały twarde słowa: ,,Musisz zginąć. Ty i Emma’’. Wciągnęła głęboko powietrze, starając się nie ulegać narastającej histerii. Kiedy John się rozłączył, nie zamieniły ani słowa. Kate dorzuciła do torby jeszcze dodatkowe ubranka oraz jedzenie dla Emmy, i natychmiast ruszyły w drogę. Zmarszczyła brwi, starając się sobie przypomnieć, czy zamknęła