nie bez satysfakcji, że pani doktorowa Olsenowa bała się jej. Mary zaczęła schodzić. Obiema rękami trzymała się poręczy, co Rainie uznała za interesujące. Tak, była kelnerka mieszkała teraz we wspaniałej posiadłości, ale najwyraźniej nie czuła się z tym dobrze. Kiedy zeszła na dół, Rainie drugi raz poczuła się zaskoczona. Kobieta była o prawie dziesięć centymetrów wyższa niż Rainie myślała, miała ciemne oczy i cechy supermo¬ delki. To wyjaśniało zainteresowanie doktora Olsena, tylko że on ją źle ubierał. Chrzanić Laurę Ashley! Mary powinna chodzić w wydekoltowanych sukienkach, najlepiej grzesznie czerwonych. Ale wówczas lokaje musieliby się zmieniać o wiele częściej. - Przejdziemy do frontowego salonu - powiedziała bez wyrazu Mary. - Proszę za mną. Rainie poszła za nią. Frontowy salon okazał się jeszcze większy, pełen francuskich antyków pomalowanych na biało i udekorowany w bladych barwach, błękitach i żółciach. Kiedy Mary usiadła na niewielkiej kanapie, jej sukienka zlała się z jedwabnymi poduszkami. W jednej chwili Rainie była w towarzystwie kobiety, w następnej miała wrażenie, że będzie rozmawiała z kanapą - Jak mówiłam przez telefon - powiedziała Rainie - mam kilka prostych pytań związanych z osobą Amandy Quincy. 82 1 http://www.ginekologwarszawa.org.pl - Niniejszym uroczyście przyrzekam - mruknął Amity - że od tej pory we wszystkich samochodach, które wezmą udział w wypadku, będę rozkrę¬ cał niedziałąjące pasy. 106 Rainie odłożyła szkło powiększające, wzięła do ręki scyzoryk i otworzyła mechanizm. Wewnątrz znajdowała się plastikowa zapadka główna, a obok nieco mniejsza, zapasowa, na wypadek, gdyby główna nie zadziałała. Teoretycznie gwałtowny obrót rolki powodował opuszczenie zapadki i zablokowanie pasa. Tutaj jednak zapadka główna była wepchnięta pod rolkę, a zapasowa w ogóle odblokowana. Rainie znów pociągnęła za pas. Oboje patrzyli, jak rolka obraca się długo i swobodnie. - Gdyby pojechała do warsztatu - powiedział po chwili Amity - zauważyliby to.
Funkcjonariusze wyprowadzili Danny’ego do wozu patrolowego policji z Cabot. Wskazali mu tylne siedzenie, a sami zajęli miejsca z przodu. Co chwila spoglądali po sobie, ale nie mówili dużo. Danny nie zadawał pytań. Nie wiedział, dlaczego jedzie do wariatkowa, na jak długo i co się tam będzie z nim działo. Milczał. Żałował tylko, że nie ma czegoś ostrego. Odciąć palce. Nie musiałby już patrzeć na swoje ręce. Panna Avalon, panna Avalon, panna Avalon. Sprawdź rodziców. Można mu powiedzieć wszystko. Danny powinien zastanowić się, czy nie chciałby się komuś zwierzyć. Poczułby się od razu lepiej, gdyby zrzucił ten ciężar. Prawnik uśmiechał się dobrotliwie. Nagle Danny przypomniał sobie pannę Avalon. Wyraz jej twarzy, kiedy odwróciła się do niego. Jej ostatnie słowa. Nic nie rozumiała. – Danny, uciekaj! Uciekaj! Pająk dotarł do okna. Chłopiec patrzył, jak mknie radośnie po ciepłej niełamliwej szybie. Tyle myśli w głowie. Tyle obrazów, ale tak odległych. Krew. Hałas. Zapachy, o istnieniu których nie miał pojęcia. Gorąca broń w dłoni. Ale jak przez mgłę. Może to tylko sen. Otwórz oczy i wszystko zniknie. A może to kiepski film. Wystarczy wyłączyć telewizor i pójść spać. Sally, Alice, panna Avalon. Sally, Alice i śliczna panna Avalon. – Uciekaj, Danny, uciekaj! Wstał. Podniósł rękę i uderzył. Pac. Wnętrzności pająka rozmazały się na szybie. Danny