- Dobrze. - Hrabia ujął jej dłoń i wolno podniósł ją do ust. Nawet przez rękawiczkę

- Kochanie, mógłbyś wziąć sałatkę ziemniaczaną? - zawołała Klara, stojąc w drzwiach. Bryce uśmiechnął się, zrobił, o co prosiła i podążył za nią. - Kochanie? - powtórzyła Hope, gdy znalazł się przy basenie. - Chcesz powiedzieć, że miałaś rację? - Uhm. - Zgoda, miałaś. Tylko nie gadaj za dużo. - Obiecuję. - Akurat ci uwierzę. - W co uwierzysz? - spytała Klara, która podeszła z miską sałatki. - Że Hope będzie trzymała język za zębami. - Nic z tych rzeczy! Właśnie to czyni ją tak interesującą. Hope pokazała bratu język. - Lepiej zajmę się grillem - zdecydował. - Oczywiście, mężczyźni zawsze polowali na zwierzęta, a potem je piekli - rzuciła Hope. - A kobiety po nich sprzątały - dodała Klara. Bryce puścił do niej oko, a nim odszedł, zdążył objąć ramieniem i przytulić. Ułożył mięso na ruszcie i spojrzał na basen. Dzieci pluskały się w płytkiej wodzie, a rodzice pilnowali ich, siedząc w pobliżu. Ciągle rozlegały się okrzyki: „Mamo, popatrz na mnie!", „Tato, zobacz!". Bryce pomyślał, że nie może się doczekać, by Karolina zaczęła tak wołać. Na razie była przez wszystkich podziwiana, kiedy ubrana w pomarańczową kamizelkę ratunkową unosiła się na wodzie, siedząc w kolorowym gumowym kole. Katey przytrzymywała ją jedną ręką, więc dziewczynka bez obaw zażywała kąpieli z innymi dziećmi. Szwagier Bryce'a, Chris, rozprawiał o czymś ze Stanem, mężem Portii. Bryce znał Stana ze studiów, lecz nie widział się z nim od dwóch lat, odkąd ożenił się z Dianą. Drew, mąż Katey, zbliżył się do gospodarza posiadłości ze szklanką piwa i wskazując na Klarę, rzekł: - Świetna dziewczyna. Gratuluję! To coś poważnego? - spytał, zniżając głos. http://www.gabinetokulistyczny.net.pl Od rozmowy w bibliotece minął tydzień. Hope zdążyła w tym czasie przeprowadzić kilka dyskretnych rozmów telefonicznych: zadzwoniła do banku, do księgowego, który prowadził buchalterie hotelu, i do przyjaciółki pracującej w nieruchomościach. Wszystko, co usłyszała od Philipa, okazało się prawdą. Tkwili po uszy w długach. Idiotka. Była taka głupia. Łatwowierna. Nigdy nie wtrącała się do spraw finansowych, pozostawiając je całkowicie w gestii Philipa. Tamtego wieczoru w bibliotece próbowała wskazać mu wyjście z sytuacji, ale się spóźniła. Philip odwrócił się od niej, zostawił ją na klęczkach. Na pośmiewisko Bestii. Zatrzymała się i otrząsnęła ze wstrętem. Musi się opanować, musi być silna. Musi znaleźć rozwiązanie. Zbyt wiele wysiłku włożyła w zdobycie obecnej pozycji, by teraz ją stracić. Wystarczy, że rozejdą się pogłoski o ich zadłużeniu i w jednej chwili zostanie wykluczona z kręgu nowoorleańskiej elity. Już słyszała te poszeptywania. Przestaną napływać zaproszenia na przyjęcia, przestanie zasiadać w przydających towarzyskiego prestiżu komitetach, zamkną się przed nią drzwi powszechnie szanowanych domów, wszyscy odwrócą się od niej plecami. Znajdzie się znowu na marginesie, jak przed laty. Nie, już nigdy. Nie dopuści do tego, nie da się zepchnąć. Za oknami zawodził wiatr. Hope otworzyła drzwi balkonowe i wyszła na zewnątrz, w chłodną noc. Spojrzała w niebo zaciągnięte ciężkimi, zwiastującymi burzę chmurami, oparła się o balustradę. Wiatr targał jej włosy, rozwiewał poły szlafroka, opinał koszulę wokół ciała. Wychyliła się tak mocno, że poczuła zawrót głowy. Basen kąpielowy, usytuowany niemal wprost pod balkonem, ciągnął ją w dół. Cień porywał w górę. Unosił wysoko, ku mrocznemu niebu. Gałęzie smagały jej twarz, zaczepiały o włosy. Przed oczami załopotały skrzydła wielkiego ptaka w locie. Ujrzała matkę - ciemne widmo otoczone złocistą poświatą. Chmury rozstąpiły się na moment, wyjrzał księżyc, opromieniając niematerialną postać. Hope wpatrywała się nią zafascynowana i przejęta zgrozą. Wyciągnęła dłoń, by zagarnąć złoty blask. A z nim to, co mroczne.

partnerką? - Człowiek nie żeni się po to, by zyskać partnerkę, lecz po to, żeby spłodzić dziedzica. Albo, jeśli okoliczności tego wymagają, żeby zdobyć majątek i móc utrzymać swoje posiadłości. Robert zmrużył oczy. - Posłuchaj. Tylko dlatego, że twój ojciec... Sprawdź - Nie mówisz tego poważnie. - Jak najbardziej poważnie. Lily jest babką Glorii ze strony matki. Dotąd o tym nie wiedziała. Nikt nie wiedział. Jej matka ukrywała to przed nią. - Nie rozumiem. Jak to? Nic nie wiedziała? Opowiedział Liz, gdzie i kiedy poznał prawdę o związku łączącym Lily z Glorią, o tym, jak bardzo Lily tęskniła do córki i wnuczki, wreszcie o swojej roli w tym smutnym rodzinnym melodramacie. - Teraz rozumiem. - Liz spojrzała na drzwi, za którymi zniknęła Gloria, potem ponownie na Santosa. - A więc ostatnio spędziłeś z nią sporo czasu? - Z Glorią? Skąd! Przebywaliśmy w tym samym pomieszczeniu, tak należałoby to ująć. Prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. - A jednak mi o niej nie powiedziałeś. - Zniżyła głos. - Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego? - Dlatego - rzucił zniechęcony. - Dlatego że wiedziałem, jak na to zareagujesz. - Bałeś się mojej irytacji? Przypuszczałeś, że zacznę cię dręczyć podejrzeniami, że będę zazdrosna? Spojrzał jej prosto w oczy. - Tak.