- Gotowi?

nazajutrz niczego nie będzie Ŝałował. A najwaŜniejsze, co powinnaś dostrzec, to to, Ŝe ten męŜczyzna pragnie cię rozpaczliwie, Ŝe pragnął cię od dawna, a teraz juŜ nie umie oddychać innym niŜ ty powietrzem - ty w jego ramionach, ty w jego łóŜku. Chcąc być wobec niej zupełnie szczery, mówił dalej: - Nie mogę ci nic obiecać i nie chcę. Nie chcę i nie oczekuję przyjaźni z tobą, co w pewnym sensie stanowiło powód tego, Ŝe się z tobą nie związałem. Lecz jeśli mi pozwolisz, wprowadzę cię w świat rozkoszy, jaką partnerzy dają sobie wzajemnie. Której sobie odmawiałaś i której ja sobie odmawiałem. Od roku nie byłem z kobietą. PoniewaŜ chciałem od kaŜdej, Ŝeby była tobą. Wzruszenie ścisnęło Alli za gardło. Nie powiedział, Ŝe mu na niej zaleŜy. Dał jej do zrozumienia, Ŝe o Ŝadnym związku nigdy nie moŜe być mowy. Pragnął jej i choć niczego nie obiecywał, była pod silnym wraŜeniem jego słów. - Wiem, Ŝe po tym, co powiedziałem, nie mam prawa o nic cię prosić - rzekł, czytając jakby w jej myślach. - Idę do siebie, a ty przemyśl sobie to, co powiedziałem. Jeśli zdecydujesz się przyjąć moje warunki, przyjdź do mnie. Nie pukaj, otwórz po prostu drzwi i wejdź. - Westchnął głęboko i mówił dalej: - Jeśli nie przyjdziesz, zrozumiem. Decyzja naleŜy do ciebie. Zanim Alli zdąŜyła coś powiedzieć, wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Nabrała powietrza w płuca. Mark mylił się. Decyzja nie naleŜała do niej, tylko http://www.fuhmalepszy.pl/media/ Kiedy wróciła na miejsce, stwierdziła z zadowoleniem, że prawnik szykuje się do wyjścia. - Przepraszam za najście, szanowna pani, będę musiał szukać dalej - powiedział na pożegnanie. - Oczywiście może pan liczyć na moją dyskrecję - zapewniła go tonem pełnym współczucia. - Jestem pewna, że Clemency, gdziekolwiek jest, po zastanowieniu wróci do domu. Chyba Amelia jej wybaczy? Nie wierzę, że zechce spełnić swoje groźby i odeśle ją do panny Whinborough, osoby w moim mniemaniu bardzo niesym-patycznej. - Droga pani, zapewne ma pani rację - odparł smutno pan Jameson. Żadne z nich ani przez chwilę w to nie wierzyło, niemniej jednak nie wypadało podawać w wątp¬liwość matczynej miłości. Tak czy inaczej, prawnik zrozumiał ostatnią wypowiedź wystarczająco dobrze. Pani Stoneham nie wyjawi, czy jej młoda kuzynka to Clemency Hastings, dopóki jej matka pozostanie tak nieprzejednana. Skłonił się i już po chwili zmierzał swoim powozem w stronę zajazdu. Pani Stoneham otarła pot z czoła, starając się nie myśleć, co na to wszystko powiedziałby jej mąż, którego moralność była nieskazitelna. Jedno jest pewne - mały domek w Abbots Candover przestał być dla Clemency bezpiecznym schronieniem. Być może pan Jameson pozwolił sobie chwilowo zamydlić oczy, lecz czuła, że w głębi duszy domyśla się prawdy. Pod znakiem zapytania pozostawała jedynie kwestia, jak długo stary prawnik zechce akceptować tę mistyfikację... W salonie zebrali się powstrzymująca łzy Arabella, blada a emocji Clemency, markiz z zasępioną twarzą i przejęta mocno lady Helena. Właściwie z oblicza tej ostatniej trudno było wywnioskować, czy trapi się bardziej spodziewającą się szczeniąt suką Millie, czy też swoją bratanicą. - Jeśli ta gamoniowata panna Lane nie potrafi upilnować Arabelli, powinna natychmiast odejść! - podniósł głos markiz, akcentując swoje słowa uderzeniem pięścią w stolik lady Heleny. Na podłogę potoczyło się kilka szpulek nici, a mniej¬sze psy zaczęły ujadać ze strachu. - Jestem dostatecznie zajęty porządkowaniem spraw posiadłości i nie mogę dodat¬kowo zawracać sobie głowy zachowaniem Arabelli. Spójrzcie tylko na nią! Wygląda jak ostatni włóczęga. Dobry Boże, ciociu Heleno, wystarczająco trudno będzie wydać ją za mąż bez posagu. Kto do tego zechce pannę z nadszarpniętą opinią? - Mój drogi, pohamuj swój język! - upomniała go stanowczo lady Helena. - Zechciej mi łaskawie wyjaśnić, jaka w tym wszystkim jest rola panny Stoneham. Czyżby młody Baldock starał się uwieść je obie? - Zastałem ją w lesie razem z Arabella. Muszę usłyszeć od niej, co się tam, do diabła, działo. - Nie chciałam tego! - zapłakała głośno Arabella. Od¬wróciła się i schowała twarz na ramieniu Clemency, która przytuliła ją do siebie.

Znów wziął ją na ręce i zaniósł do łóŜka. PołoŜył się obok i otulił ją przed snem. Nazajutrz rano pomyślał, Ŝe nigdy dotąd nie spało mu się tak dobrze. Nie zapomni wyrazu twarzy Alli przeŜywającej orgazm. Złamali zasadę poprawności zawodowej, jaką zamierzali stosować. Ale Mark wcale się tym nie przejmował. Prawdę mówiąc, czekał, aŜ ona się obudzi, by mogli ponownie złamać tę zasadę. Uśmiechnął się do siebie, bo nie pamiętał, by kiedykolwiek Sprawdź Oriana niecierpliwie wysłuchała gospodyni i pomyślała, że pierwszą rzeczą, jaką uczyni, gdy zostanie parną Candover Court, to pozbycie się starej, nieudolnej służby. - Proszę przysłać tu Elizę - powiedziała krótko. - Muszę dzielić pokój ze służącą lady Fabian, panno Oriano - to były pierwsze słowa, jakie usłyszała od swojej pokojówki. - Nie jestem do tego przyzwyczajona - narzekała dziewczyna. - Pokój jest prawie ogołocony z mebli i czuć w nim myszy, a w oknach nie ma nawet zasłon! Oriana wzruszyła ramionami; te służące, wiecznie narzekają! - Musisz mnie uczesać, zanim spotkam się z lady Heleną - powiedziała. Zdecydowała, że na wieczór włoży suknię z atłasu w kolorze herbacianym. Będzie doskonale kontra¬stowała z ciemnymi strojami osób w żałobie. Tak naprawdę nie chodziło jej o lady Helenę. Spotkała ją kilka razy w Londynie i wiedziała, że ta dama nie zwróci żadnej uwagi na jej strój i fryzurę. Bardziej miała na względzie pozostałych, nie znanych jej jeszcze gości, szczególnie Adelę, o której wiele słyszała, i młodego Gilesa Fabiana. Oriana lubiła mieć pewność, że przyćmi w towarzystwie każdą inną pannę i zrobi wrażenie na mężczyznach. W salonie zastała tylko obie matrony i Adelę. Wystarczył jeden rzut oka na pannę i Oriana uspokoiła się. Lysander z pewnością nie zechce spojrzeć na taką nudną, wykrochmaloną dziewicę! Nieco później z ogrodu powrócił Giles z Dianą i Arabellą, a Oriana poczuła na ich widok zarówno ulgę, jak i zawód. Stwierdziła, że Diana, podobnie jak Adela, nie dorasta jej do Pięt, Giles zaś jest, niestety, zbyt młody, by docenić urok kobiety. Należało jednak zająć się Arabellą - może mieć zgubny wpływ na brata. Była zupełnie nie przygotowana na wejście Clemency. Dziewczyna przebywała dotąd wraz z pozostałymi w ogrodzie i zbierała maliny. Miała na sobie starą sukienkę, tę samą, w której przyjechała do ciotki na wozie wuja Sally, nie przejmowała się więc, że krzaki plamią ją i wyciągają nitki z materiału. Nie wypadało jednak zjawić się w tym stroju w salonie, toteż poszła się przebrać do swojego pokoju. Zeszła do gości, gdy podawano herbatę, ubrana w suknię z białego, delikatnie nakrapianego muślinu, ozdo¬bioną gustownym kołnierzem i stanikiem obszytym czarną aksamitką. Wrażenie, jakie wywarła na Baverstockach, było piorunu¬jące. Mark, który właśnie wyglądał posępnie przez okno i zastanawiał się, co za diabeł podkusił go do przyjazdu tutaj, stanął jak wryty. Jeszcze bardziej ucieszył się, gdy usłyszał, że panna Stoneham jest guwernantką Arabelli. Co za smaczny kąsek, pomyślał. Jej pozycja w tym domu może tylko ułatwić sprawę. Przynajmniej nie musi się martwić, że będzie go ścigał jakiś zhańbiony ojciec. - Miło panią poznać, panno Stoneham - przywitał się i znacząco uścisnął jej dłoń. Z przyjemnością ujrzał, że dziewczyna się zarumieniła.