Mark zamyślił się. Chyba miała rację. Rozmowa o opiece nad Eriką teŜ miała

- Wiem - westchnęła. - Przepraszam, powinnam była ich uciszyć. Widziałam, że jest pan zmęczony i że piski dzieci wcale nie ułatwiają sprawy. - Tak, jestem zmęczony, ale nie z powodu dzieci. Martwię się sytuacją między nami. Przyjęcie powinno być okazją do śmiechu. Czy ze względu na moich teściów i resztę gości możemy na kilka godzin zakopać topór wojenny? Później będzie pani mogła nienawidzić mnie do woli - uśmiechnął się ironicznie. Proszę... R S ROZDZIAŁ DZIESIĄTY - Rozejm? - Willow odetchnęła z ulgą. - Z największą przyjemnością - uśmiechnęła się. - Myślę, że na parę godzin uda mi się ukryć nienawiść, jaką do pana czuję - zażartowała. - W liceum występowałam w szkolnym teatrze, a na lekcjach aktorstwa dostawałam same piątki. Nim zdążył odpowiedzieć, w drzwiach stanęła Camryn. Wyglądała pięknie, jak zawsze. Miała na sobie długą do ziemi, czarną suknię ozdobioną ciężką, srebrną biżuterią. Pocałowała Scotta w policzek. http://www.ford-puma.com.pl/media/ Sfrustrowany Scott włożył ręce do kieszeni. Poczuł się odrzucony. Podszedł do barku w salonie i nalał sobie szklaneczkę szkockiej. Stał przy oknie, przyglądając się pustemu ogrodowi, pogrążony w myślach, gdy do pokoju weszła panna Tyler. - Doktorze Galbraith, czy mogę z panem porozmawiać? R S ROZDZIAŁ ÓSMY Scott przełknął spory łyk whisky. Alkohol rozpalił jego wnętrze. Panna Tyler stała w drzwiach, przebrana w czarne spodnie i starannie wyprasowaną białą koszulę zapiętą na ostatni guzik. Powinna wyglądać w tym stroju niczym Mary Poppins, ale rzeczywistość była zupełnie inna. Na jej policzkach wystąpiły

uroczą, wspólną z nią kąpiel. A takŜe to, co po niej nastąpiło. - Nie, tyle tylko, byście mieli oczy i uszy otwarte i zdali mi sprawozdanie. Nie spocznę, póki nie wsadzę za kratki faceta winnego śmierci Jonathana. - Chcę wam powiedzieć, moi drodzy - zaczął Connor, obejmując wzrokiem siedzących przy stole - Ŝe wyjeŜdŜam na jakiś czas. Prawdopodobnie na parę tygodni. Sprawdź Oriana była zdecydowanie nie w humorze. Zazwyczaj wieczór mijał im na przyjemnych rozmowach, ale nie tym razem. Albo wyglądała znudzona przez okno, albo rzucała zgryźliwe uwagi pod adresem panny Stoneham. Parę dni temu markizowi wydało się, że zaprzyjaźniły się z Adelą, ale to już chyba minęło. Lysander pomyślał, że zachowanie Oriany jest co najmniej nie na miejscu. Rzadko zwracała uwagę na Dianę i Gilesa, była nadmiernie opiekuńcza w stosunku do Arabelli, gdy sobie o niej przypomniała, a niegrzeczna w stosunku do panny Stoneham. Jedynymi, wobec których zachowywała się bez zarzutu, pozostali państwo Fabianowie oraz lady Helena. Oto prawdziwa dama, pomyślał Lysander, obserwując Clemency, jak z taktem włącza Dianę do rozmowy, uśmiecha się uprzejmie do wszystkich i każdemu poświęca uwagę. Zastanawiał się, dlaczego nie uderzyło go to przedtem. Od czasu ostatniej rozmowy z kuzynką Anne Clemency spędzała kolejne wieczory, zastanawiając się usilnie, co zrobić w związku z ogłoszeniem pana Jamesona. Naturalnie, kuzynka Anne zachęcała ją, by jak najszybciej dała mu odpowiedź. Niestety, dziewczyna nie miała pewności, jak dalece kuzynka okaże się wobec niej lojalna. Czy nie będzie uważała za stosowne sarna zareagować, jeśli Clemency tego nie zrobi? Od ucieczki z domu sprawy tak bardzo się skomplikowa¬ły, że sama już nie wiedziała, czego właściwie chce. Po pierwsze, martwił ją markiz. W istocie, początkowo uciekła od niego. Teraz oddałaby wszystko, żeby to cofnąć. Kochała go, poza tym lubiła i szanowała lady Helenę i bardzo spodobała się jej Arabella. Była pewna, że czułaby się dobrze w Candover Court. Mogła tu zrobić mnóstwo rzeczy. Wiedziała, że poradziłaby sobie i że ta praca sprawiłaby jej wiele radości. Ale jeśli ma zostać panią Candover Court, markiz musi dowiedzieć się prawdy. Czy będzie w stanie powiedzieć mu o tym? Nie można tego odwlekać. Posiadłość zostanie sprzedana najdalej za kilka miesięcy. Nie ma sensu liczyć na to, że czas złagodzi gniew markiza, bo wtedy może już być za późno. Nie bez racji poczuje się oszukany. Clemency wzdrygnęła się. Nie chciała nikogo zwodzić, lecz dziwnym trafem jedno prowadziło do drugiego. Jeśli nawet ją poślubi, będzie musiała uznać, że dla niego to małżeństwo z rozsądku. Brunetki o obfitych kształtach - oto co go naprawdę interesuje. Czy zdoła żyć z mężczyzną, który jej nie kocha, nawet jeśli stanie się bardziej uprzejmy niż na początku? Clemency podejrzewała, że byłby to szczególny rodzaj tortur. A może, pomyślała z nadzieją, w końcu ją pokocha albo przynajmniej polubi, jeśli puści w niepamięć okoliczności zawarcia ich małżeństwa? Usiadła na brzegu łóżka i ostrożnie wyrwała kartkę z jednego z zeszytów Arabelli. Znalazła ołówek i po kilku próbach udało się jej skreślić kilka zdań. Jameson. Skrytka 240.