– Szczęśliwej drogi – mruczę i widzę mój samochód stojący kilka przecznic dalej. Czeka

wystygł, zresztą od początku nie był nawet letni. Morderstwo sióstr Springer zeszło z pierwszych stron gazet na dalsze, ale zabójca ciągle grasował na wolności. Sprawiedliwości nie siało się zadość. Bledsoe jeszcze nie skończył. – Rozmawiałem ze wszystkimi, którzy znali siostry Springer, prześledziłem ich kroki tamtego dnia. Funkcjonariusze rozmawiali z sąsiadami, przyjaciółmi, krewnymi. Szukaliśmy związku między nimi a bliźniaczkami Caldwell. Nic. – Potarł twarz dłonią. – Co oznacza, że wracamy do punktu wyjścia, do naszego przyjaciela. – Zrobił znak cudzysłowu w powietrzu. – Pozwolicie, że nie użyję słowa detektyw. To nie jest zbieg okoliczności. – Co jeszcze nie znaczy, że to on – wpadła mu w słowo Martinez. – Jeśli chcesz go w to wrobić, znajdź dowody. Rób, za co ci płacą. W tym momencie Hayes zauważył Bentza, który zmierzał prosto do jego biurka. – Zdaje się, że sam go o to zapytasz. – Uśmiechnął się po raz pierwszy tego dnia. – Jedziesz. – Owszem. – Bledsoe odsunął się, żeby Bentz miał dostęp do biurka. – Cześć, Bentz – powitał go. Bentz nie zwracał na niego uwagi, zmierzył go pogardliwym spojrzeniem. Wymachiwał brązową kopertą. – Dostałem to dzisiaj rano – powiedział i rzucił ją na biurko Hayesa. Zdjęcie. Fotografia przerażonej kobiety za kratą. http://www.exspres-przewozosob.com.pl/media/ Odebrał po trzecim dzwonku. – Rick Bentz. – Ten sam Rick Bentz, który nie boi się śmierci? I wychodzi cało nawet z uderzenia piorunem? – zażartował, choć w głębi duszy wcale nie było mu do śmiechu. – Nie do końca, ale blisko. Złe wieści szybko się rozchodzą. – Plotka nie zna granic. A w erze Internetu, telefonów komórkowych, kamer na skrzyżowaniach i telewizji przemysłowej dosłownie wszędzie prywatność nie istnieje. Nawet się nie wysikasz w Nowym Orleanie, żeby ktoś tego nie nagrał i nie podesłał nam linka na YouTube. – Czyżby? – Bentz się zdziwił. – W takim razie dlaczego, do cholery, nie mamy podejrzanych na filmach? – Mamy. I to często. W każdym razie tych głupich. O ile mamy szczęście. – Jakieś plany na kolację? Jestem w mieście. Stawiam.

Bledsoe gniewnym wzrokiem przyglądał się monitorowi Shany McIntyre. – Nie, nie myślałem. Ale teraz... – Podrapał się w brodę, łypnął znad okularów do czytania. – Sam już nie wiem. Słuchaj, nigdy nie uważałem Bentza za mordercę. Ale coś tu śmierdzi, Hayes. Obaj to wiemy i obaj wiemy, że ma to jakiś związek ze starym dobrym Rickiem, który wrócił do Los Angeles. Z tym Hayes już nie dyskutował. Sprawdź Wydawało się, że pobladła pod opalenizną i znowu nerwowo rozejrzała się po parkingu. Bramę minęła właśnie furgonetka, z przodu siedziało dwóch mężczyzn. – Tutaj? – Zapraszam cię na kawę. Albo lampkę wina? – Och, nie... – Nagle przypomniała sobie o koleżance. – Sherilou. – Wskazała Bentza ręką, w której trzymała siatkę z książkami. – To Rick Bentz, stary... mąż mojej przyjaciółki. Rick – Sherilou. Obie uczymy angielskiego. Sherilou poprawiła torebkę na ramieniu i podała Bentzowi rękę. – Miło mi – powiedziała, choć było to oczywiste kłamstwo. W jej wzroku malowała się podejrzliwość, uścisk jej ręki był słaby, niepewny. – Muszę lecieć. – Uśmiechnęła się sztucznie do Bentza. – Miło było cię poznać – odpowiedział. Słońce odbijało się od dachów samochodów. – Ciebie także. – Spojrzała na Tally. – Słuchaj, muszę już lecieć.